22 paź 2013

Rozdział 9

-Coś ty, kurwa, zrobił?!
- Powiedziałam, że ma się trzymać z dala ode mnie...
- Czy cię do końca zjebało?! - wściekły Liam wyszczerzył na mnie oczy pochylając się do przodu. Kiedy wzruszyłem ramionami, mocniej zatapiając się w fotelu, dodał - No, najwyraźniej TAK!
- Tak będzie lepiej - ciężko westchnąłem, dotykając skroni, ciągle uciekając wzrokiem od swojego rozmówcy - Będzie bezpieczna, znajdzie sobie kogoś, na kogo zasługuje i wszyscy będą szczęśliwi.
- Jacy wszyscy?! - złość szatyna rozsadzała go od środka, uniósł brwi tak, że prawie dotknęły linii włosów, a żyła na jego szyi bardzo się uwidoczniła - A co z tobą?! Nie pomyślałeś, że może ty jesteś osobą, na którą ona zasługuje??
- Nie, nie jestem i nigdy nie będę Paynoo.
- Jaka jest z ciebie egoistyczna cipa Horan! - szatyn nerwowo to siadał na stolik przed mną, to wstawał, aby chodzić w tą i z powrotem po salonie.
- Byłbym ''egoistyczną cipą'' jak to określiłeś, gdybym zatrzymał ją przy sobie.
- A nie pomyślałeś, że możesz ją tym zranić?! Bez słowa wyjaśnienia, z dupy wyjętymi argumentami - zrywasz z nią! - Li zamachnął się rękoma w teatralnym geście.
- Ale my nie byliśmy nawet razem! Nic między nami nie było!
- No dobra - Payne ponownie przycupnął na stoliku naprzeciwko mnie - Powiedz mi tylko teraz, czy ona czuje to samo?
Zatkało mnie. Li wypowiedział na głos słowa, które od jakiegoś czasu spychałem gdzieś na bok świadomości. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że coś spierdoliłem lub istnienia możliwości skomplikowania sobie życia. Było dobrze tak, jak jest teraz! Wszyscy są szczęśliwi. Ja zaspokajałem swoje zachcianki idąc dawnym trybem życia. Pustym, lekko samotnym, a zarazem egoistycznym, ale idealnym i nie wymagającym angażowania się z mojej strony w żadne gówniane kwiatki, serduszka i uczucia. 
- Jak długo będziesz się tak bił z myślami ? - zapytał Harry, materializując się znikąd, za moim lewym barkiem, oparł się o zagłowię kanapy, pochylając się lekko w moją stronę - Wiesz na kogoś, kogo nic nie obchodzi, ta sytuacja strasznie mocno cię obchodzi.
- Kurwa Harry, co to za składnia?! - skonsternowany ściągnąłem brwi - I, skąd ty możesz wiedzieć, co myślę?!
- Składnia à la ja! - Harry wygiął usta w dziwnym geście wahającym się na granicy zamyślenia i uznania, przeskakując oparcie kanapy i lądując dupą na mnie, dodał - A wiem, bo tak się zamyśliłeś, że niechcący mnie wpuściłeś!
Zrzuciłem loczka z moich kolan, przewracając oczami. Muszę się lepiej pilnować. Zielonooki drocząc się ze mną, najpierw zrobił urażoną minkę, aby za chwilę zacząć dziecinnie chichotać obejmując mnie za ramię.
- No dobra dupeczki, może ktoś mnie w końcu wtajemniczy, co?? Lou chce zamordować Nialla, choć sam nie wie dokładnie za co, Zayn jest jak nie z tego świata, no nie licząc tego, że jest... Ale tak jak by...bardziej... - Harold zawiesił się na chwilę, analizując swoją głęboką myśl, spoglądając na sufit - Li jest jak jakaś przewrażliwiona kobieta w ciąży, podczas okresu!
- Ja pierdole! - Liam schował twarz w dłonie, kiedy ja śmiałem się, nie do końca wiedząc czy raczej nie powinienem płakać - Załamujesz mnie! Jak kobieta w ciąży może mieć okres?!
- No nie wiem! Ale tak się zachowujesz! - Hazz wytrzeszczył oczy i wskazał palcem na przyjaciela, kiedy ten rozłożył ręce załamany - A ja tego wszystkiego nie ogarniam. 
- No widać, że nie ogarniasz - wydusiłem przez śmiech - I widzę, że ktoś tu musi wrócić do szkoły.
Styles uśmiechnął się przebiegle do swojej jakże ''genialnej'' myśli, która właśnie zagościła w jego głowie. Liam machał głową nie dowierzając w to, co się dzieje. Nagle lokowaty poderwał się z miejsca oznajmiając:
- Muszę coś załatwić.
I tyle go widzieliśmy. Śmiałem się pod nosem, zastanawiając się jak on może być bezdusznym mordercą, kiedy jest takim słodkim dzieciakiem.
Wstałem z kanapy i złapałem szatyna za bark.
- Chodź kobieto w ciąży, z okresem, idziemy się napić - Li podniósł na mnie rozbawiony wzrok, szeroko uśmiechnąłem się do przyjaciela - Znaczy ja, bo ty nie możesz będąc w ciąży!
Śmiejąc się z wielkiej mądrości Harolda, Paynoo podniósł ociężale swoje szanowne cztery litery i podreptał za mną do drzwi.
 
- Wiesz, że jesteś ofiarą zasad, które sam przed sobą postawiłeś? - Liam w końcu się odezwał, po moim długim monologu. Opowiedziałem mu moje wszystkie wątpliwości, pytania i uczucia jakie mi towarzyszyły przez ostatnie pół roku. On cierpliwie je wysłuchał, nie przerywając.
Siedzieliśmy na ganku domku w Irlandii pijąc jakiś stary rocznik wina, zamyszkowany przez Louisa. Teraz chociaż będzie miał konkretny powód, aby mnie zabić.
- Wiem - wyszeptałem cicho, wpatrując się w rozciągający się horyzont Lough Ennell przed moim nosem - Wiem Liam, ale jak bardzo potrafisz zniszczyć dobrą dziewczynę, żeby poszła na samo dno razem z tobą? Ja nie potrafię. Adriana nie pasuje do mojego trybu życia, a ja nie jestem jej wymarzonym chłopakiem. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie nadaję się na chłopaka, narzeczonego czy całą tą resztę tego gówna, a one tylko na to patrzą i chcą się bawić w te wielkie miłości, zauroczenia, trzymanie za rączki - pociągnąłem duży łyk czerwonego trunku, przenosząc wzrok na przyjaciela - Co to w ogóle, kurwa, jest? W życiu, nie bawiłem się w nic takiego...
- Mnie się pytasz? Ja bawiłem się tak raz, ponad sto lat temu! Nawet nie pamiętam, jak to jest... - grobową ciszę przeciął nagle nasz śmiech - Mimo to wiem, że przez to całe gówno byłem bardzo szczęśliwy - Li nagle spoważniał, ściągając brwi - Najsmutniejsze jest to, że już nawet nie pamiętam jej twarzy.
- Wspomnienia zza czasów człowieczeństwa ci się zacierają? - przyjaciel skiną głową.
- Jak przez mgłę pamiętam ucinki, jakieś fragmenty wspomnień. Widzę większość aspektów, uczuć sytuacji, ale teraz wyprany z czegokolwiek, za cholerę tego nie rozumiem. Jakby człowieczeństwo było niezbędnym składnikiem do interpretacji tych chwil.
Szatyn intensywnie myśląc nad tą tezą, wpatrywał się w bliżej nieznany punkt, popijając wino. Zawiesił się, a ja nie miałem zamiaru go wytrącać z tej zadumy. Oboje potrzebowaliśmy tej chwili ciszy na poukładanie mętliku w naszych głowach. Mimo to mój telefon nie miał zamiaru tego uszanować, dzwoniąc namiętnie trzy razy, aż wściekły odebrałem.
- Niall zbieraj swoją dupę w kroki i Liama przy okazji, bo czekamy tu z nowymi dokumentami do opracowania! Przypominam, że mimo, iż Sangins nie pokazuje się, to nie znaczy, że zlecenie na ciebie wygasło - nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy Zayn puścił całą wiązankę informacji.
- Tak Zen, już się zbieramy.
- Nie nazywaj mnie tak, wiesz że tego nienawidzę.
- Oh, nie denerwuj się Zeneee, mamy coś dobrego z Liamem - uśmiechnąłem się do szatyna, rozłączając się - Na cóż przyjacielu, nie jest nam dane poleniuchować tutaj, zebrała się narada pięciu u mnie w mieszkaniu.
Payne przewrócił oczami, stając ramie w ramię ze mną. Chwilę potem czułem jak moje i Liama ciało rozpływa się w gęstą mgłę, ostatni raz tego dnia zerknąłem na taflę Lough Ennell, następnym co widziałem było już moje mieszkanie i wzrok pozostałej trójki przyjaciół.
- Niall czy to moje wino z zabronionej spiżarki?! - Louis wściekły wydarł się, kiedy tylko zobaczył butelkę w moim ręku.
Kurwa. Odrzuciłem butelkę do Zayna, słodko uśmiechając się.
- Skądże!
- Horan, utłukę cię!
 
 
Nieprzytomny sączyłem powoli kawę z bufetu szkolnego. Nie dość, że poniedziałek, to jeszcze kawa ohydna. Wczoraj siedziałem w sumie, aż do rana z jebanymi dokumentami, które przytargali chłopacy. Jeszcze jakby tego było mało, to przypomniało mi się dopiero po czwartej, że mam zadaną lekturę i wypadałoby chociaż przeczytać jakieś porządne streszczenie. 
Tak rozczulającego się nad sobą, zastał mnie dzwonek na przerwę. Właśnie skończyło mi się okienko i miałem zaprowadzić swoją sponiewieraną dupę do szafki, po książki na ostatnie już dziś zajęcia. Czyli etykę z Ann.
 
        _________________________________________________________________
                                                                    Adriana 
 
Poczłapałam niechętnie do swojej przedostatniej ławki na etyce. Na szczęście była to już ostatnia lekcja. Od wyjścia ze szpitala nie minęło wiele, ale ja już nie mogłam wytrzymać w domu i postanowiłam wrócić szybciej. Teraz tego żałowałam. Strasznie kręciło mi się w głowie, a pulsujący ból u nasady głowy nie pozwalał w spokoju wysiedzieć ani chwili. Uchyliłam lekko okno, aby świeże, zimne powietrze choć trochę poratowało mnie, przywracając resztki świadomości. Wraz z pierwszym podmuchem wiatru ból ustępował i był do zniesienia. 
Nauczyciel zaczął sprawdzać listę obecności. Ja po upewnieniu się, że wpisał mi obecność wpatrywałam się w pluchę za oknem, nie zwracając zbytnio uwagi na to co się dzieje.
- Niall...? Niall Horan jest? 
- Jestem, przepraszam za spóźnienie.
- Dobrze, siadaj chłopcze. Stefan, Paula... - nauczyciel kontynuował sprawdzanie listy.
Mimowolnie odwróciłam się w stronę głosu blondyna. Właśnie pewnym krokiem przemierzał salę z podręcznikiem w ręku, aby usiąść na swoje miejsce. Bacznie obserwowałam każdy jego ruch. Ku mojemu zdziwieniu nie usiadł w ławce za mną tylko dosiadł się do mnie! Przeklinałam w duchu wypadek. Przez niego Wiki leży w szpitalu ze złamaną nogą i nie wyjdzie szybciej jak za miesiąc!  Wszystko się po nim psuło. Ja wróciłam do fazy 'zapieraj się rękoma i nogami Nialla, a najlepiej zapadnij się pod ziemię lub ucieknij' i nie miał kto mnie ratować. Nie mam pojęcia, co mam zrobić w tej sytuacji, bo na pewno nie wytrzymam godziny lekcyjnej przy nim!
Zacisnęłam zęby. To tylko 45 minut, a nawet już tylko 40 minut. Wytrzymasz je, potem możesz uciekać stąd jak najdalej! Przyjęłam taktykę kompletnego ignorowania chłopaka i udawałam, iż czytam tekst omawiany na lekcji. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że poczułam przeszywający wzrok Nialla. Siedział odchylony na krześle lustrując mnie wzrokiem. Ma moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a sylwetką wzdrygną silny dreszcz. Nauczyciel widząc to przerwał nieudolne czytanie Leszka Kołakowskiego ''O tolerancji'', jakiemuś uczniowi, słowami:
- Zamknę już okno, zimno się robi - Co nie!!! Błagam miej litość człowieku i nie rób tego! Błagam nie.. nie... - Proszę, kontynuujmy.
Z chwilą odcięcia dopływu zimnego powietrza moja głowa z podwójną siłą dawała się we znaki. Obecność Horana wcale mi w tym nie pomagała! Czułam jak odpływam. Minuty wlekły się złośliwie wolno. Oczy powoli zachodziły mi mgłą, starałam brać się głębsze oddechy i za wszelką cenę wytrzymać jeszcze te cholerne 20 minut, ale moje wysiłki spełzły na niczym, kiedy poczułam jak Niall się przysuwa, a jego dominująco-przytłaczająca aura miażdży mnie, jednocześnie odcinając dopływ tlenu.
- Ann dobrze się czujesz? - podniosłam na niego wystraszony wzrok, czegoż ty ode mnie chcesz?! Pokiwałam głową, mrucząc słabe tak - Proszę pana, mogę zabrać Adrianę do pielęgniarki? Źle się czuje.
- Nic mi nie jest - słabo wydukałam, ciskając piorunami w Nialla. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały wiedziałam, że to był wzrok nie znoszący sprzeciwu.
- Jesteś dopiero co po wypadku i jest ci słabo! Nawet nie próbuj się sprzeciwiać, idziesz do pielęgniarki - wysyczał przez zęby, zbierając nasze rzeczy.
- Masz rację chłopcze, Ann strasznie zbladłaś. To wasza ostatnia lekcja? - kiwnęłam niepewnie głową - Zwolnię was, tylko prosto do pielęgniarki.
W kompletnej ciszy opuściliśmy salę. Czułam jak spojrzenia wszystkich są utkwione w naszej dwójce. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za blondynem naskoczyłam na niego.
- Co ty sobie myślisz?! Robić takie sceny przy wszystkich, kiedy nic mi nie jest!
- Może by tak ciszej, trwają lekcje i źle się czujesz, nie zgrywaj bohaterki - odparł beznamiętnie.
- Ja zgrywam bohaterkę?! To ty jesteś taki wspaniałomyślny, że 'ratujesz mnie z opresji'.
- Choć już do pielęgniarki i nie gadaj tyle - wyminął mnie, idąc korytarzem w stronę gabinetu.
Krew się we mnie gotowała! Co za burak! Więc teraz tak nasze rozmowy będą wyglądać? Żadnego 'cześć! co słychać?' tylko choć, zrób co mówię i odpierdol się?! Nawet się już ze mną nie wita, kiedy widzi mnie na korytarzu czy w sali. Jest tak jak na etyce. Nie odzywa się do mnie, a jeśli nawet to lodowatym tonem. Tak jakbym zupełnie nie istniała. Ciągle towarzyszy mu ta przytłaczająca aura i ciągle czuję jego przeszywający wzrok na sobie tak, że aż ciarki przechodzą mi po plecach.
- Nigdzie nie idę - zaprotestowałam.
- Nie kłuć się tylko chodź... - za nim zdążył coś jeszcze powiedzieć, ja osuwałam się powoli po ścianie.
 
- No cukiereczku, witamy wśród żywych - przywitał mnie ciepły głos, pulchnej pielęgniarki - Dobrze, że się obudziłaś. Twój chłopak nadal tu jest.
- Słucham mój chło..?- zamilkłam, kiedy zobaczyłam, że moje stopy leżą na kolanach Nialla siedzącego na końcu łóżka w pokoju pielęgniarki. Bacznie przyglądał się mojej twarzy szukając w niej odpowiedzi - Co się stało?
- Straciłaś przytomność - cicho, niskim tonem zauważył blondyn.
- To przez osłabienie organizmu kochana, powinnaś bardziej na siebie uważać i zrezygnować ze szkoły do końca tygodnia. Mimo, że wyszłaś z wypadku bez większego szwanku to nie znaczy, iż to nic wielkiego - pulchna kobieta uzupełniała moją kartę zdrowia i jakąś jeszcze kartkę, następnie podając mi ją. Niall pomógł mi zejść z łóżka chwytając mnie za ramie, jednocześnie asekurując w drodze do biurka kobiety. Czułam ciepło jego silnego ciała. Dzieliły nas dosłownie milimetry, stał tak, aby na wszelki wypadek złapać mnie, gdybym miała znowu zasłabnąć - Do podpisu rodziców. I niech chłopak cię lepiej odprowadzi do domu. Wiesz, posiadanie takiego mężczyzny u swojego boku to prawdziwy skarb! Kiedy byłaś nieprzytomna cały czas troszczył się o ciebie.
Zaciągnęłam się powietrzem, spoglądając na swoje splecione palce. Na moje policzki wylał się szkarłatny rumieniec. Czułam jak Niall cały się spina, świdrując kobietę wzrokiem.
- My nie jesteśmy parą.. - odparłam szeptem, nie podnosząc wzroku.
- Oh, przepraszam po porostu tak ładnie razem wyglądacie i się opiekujecie, że myślałam... - czułam jak robię się coraz bardziej zażenowana, naprawdę wybrała nieodpowiedni moment na tego typu gadki - No, nie ważne.. Tak czy inaczej prosiłabym cię chłopcze, żebyś ją odprowadził, jeśli to nie problem. Nie chcemy przecież, żeby się jej coś stało prawda?
- Oczywiście - odparł Niall obejmując mnie w pasie i lekko popychając w stronę drzwi.
- Dziękuję i do widzenia - mruknęłam, kiedy byłam już za progiem. Pielęgniarka jeszcze coś powiedziała do chłopaka, kiedy ten wychodził. Nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam ale usłyszałam coś w stylu 'opiekun to największy skarb dla kobiety, niczego więcej nie wymagamy'.
Podniosłam wzrok w momencie, kiedy zamyślony Niall zamykał drzwi. Podniósł swoje niebieskie oczy, w których czaiło się tak wiele uczuć. Chwilę potem przymknął powieki, potrząsając głową i znów, powróciło lodowate spojrzenie bez większego wyrazu.
- Nie musisz mnie odprowadzać, nic mi nie jest.
- Zbieraj się.
- Powiedziałam, że ...
- Nic ci nie jest? Tak słyszałam, ale jeśli oceniasz swój stan jak ten z przed 20 minut to przestań się kłócić i zbieraj się, bo nie mam czasu na takie pogawędki.
Niall widząc moją bierną postawę, pociągnął mnie w stronę szafek. Szarpałam się z zamkiem, kiedy ten dalej oziębłym wzrokiem skanował każdy mój ruch. Trzęsły mi się ręce i jak na złość cholerny zamek zatrzasnął się. Czułam, że mam ochotę się rozpłakać. Nienawidzę Nialla, kiedy jest taki! Zacisnęłam powieki poddając się.
- Daj księżniczko, ja to zrobię - chłopak zlitował się, widząc moje nędzne próby otwarcia drzwiczek. Blondyn jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki otworzył bez większego wysiłku moja szafkę - Proszę.
Wyszeptałam płaczliwe dziękuję, wyciągając swoją kurtkę i uciekając jak najdalej stamtąd. Nie zaszłam daleko jednocześnie zmagając się z plecakiem, płaszczem oraz chodzeniem. Chwilę potem stał koło mnie ubrany w płaszcz Niall, zabierając mój plecak i przerzucając go sobie przez ramię. Spokojnie się ubrałam. Kiedy wyszliśmy już na kampus szkoły, a świeże powietrze owiało moją twarz, poczułam się lepiej. Chciałam odebrać moją torbę, kiedy blondyn stanowczo odmówił. Nie miałam sił się kłócić, szłam dwa kroki przed Niallem z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Dreptałam powoli dobrze znaną mi na pamięć drogą do domu. Najszybciej było przejść przez kamienice, park, potem 7 min drogi przez osiedle, też tylko mi znanymi skrótami i jestem w domu! 
Podążałam w ciszy, nie odwracając się, jak również, ani na chwilę się nie zatrzymując. Niall również nie miał zamiaru przerwać tej krępującej ciszy między nami. Powoli niezręczna sytuacja zaczynała mi doskwierać. Przypomniało mi się, kiedy odwoził mnie do domu swoim samochodem. Wtedy cisza jaka panowała była kojąca i miła, wtedy też pierwszy raz nazywał mnie księżniczką... Dzisiaj mnie nazwał księżniczką... To boli.. To tak cholernie boli! Od dłuższego czasu przyzwyczajam się do faktu, że stosunki między nami nigdy się nie polepszą, a on tylko to wszystko pogarsza swoim zachowaniem! I kiedy tak na mnie mówi, tylko przywołuje wspomnienia, kiedy wszystko się układało oraz było o niebo lepsze.
Mocno zacisnęłam powieki, kiedy poczułam jak pojedyncza łza spływa po mojej twarzy. Szybko ją starłam. Nie chcę być słaba. Nie chcę się tak czuć, ale nic nie mogę na to poradzić. Za pierwszą łzą poleciały kolejne. Nawet już nie fatygowałam się ich ścierać. Liczyło się tylko by dojść do domu, rzucić się na łóżko i wypłakać w poduszkę wszystkie żale.
 
           _____________________________________________________________
                                                                    Niall
 
Serce mi się krajało kiedy tak szliśmy w ciszy. Słyszałem wszystkie gorzkie łzy i ciężkie oddechy, kiedy Ann próbowała się uspokoić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że prawdopodobnie powodem jej smutku byłem ja. Ta myśl była nieznośna dla mnie! Czułem jak się rozpadam od środka. Z każdą kolejną jej łzą, coś we mnie umierało. Jestem taki wściekły z tego natłoku uczuć w nas! Jestem wściekły, bo mi zależy. W końcu się do tego przyznałem. Zależy mi na niej. Chcę ją chronić przed całym złem tego świata, ale przede wszystkim, przed sobą. Cóż z tego jeśli ją tym ranię? Prawda jest taka, że sam sobie wmawiam, że chronię ją przed sobą, kiedy tak naprawdę ją odpycham. Cholernie jest mi nie na rękę to wszystko, co się dzieje ze mną w stosunku do niej. Robię się miękki, opiekuńczy, troskliwy, bawię się w te wszystkie kwiatki, serduszka, zauroczenia... Gubię się w tym wszystkim, bo jest to dla mnie nowe. Nigdy wcześniej nie miałem z tym wszystkim odczynienia, a słowa pielęgniarki uświadomiły mi, że nawet niepodświadomie pogrążam się w tym wszystkim. Nie słuchałem, ani Liama, ani Zayna, ani samego siebie. Od tak dawna wmawiam sobie, że 'nie zasługuję na ciebie księżniczko', ale prawda jest taka, że jestem najlepszy z tobą...
Adriana potknęła się o własne nogi, chwiejąc się wyprostowała sylwetkę, nabierając dużo powietrza do płuc. Kiedy miała odejść jak najdalej od mnie, złapałem ją za przedramię i mocno pociągnąłem w wyniku czego wpadła w moje ramiona. Mocno przytuliłem wątłą sylwetkę dziewczyny do siebie tak jak bym miał już nigdy więcej jej nie zobaczyć. Szatynka na początku się opierała, lecz kiedy zauważyła, że nie mam zamiaru jej puścić, wtuliła się we mnie cicho łkając. 
- Ciii.... Księżniczko nie płacz, proszę - starałem się uspokoić Ann przemawiając jak najspokojniej i cieplej potrafiłem - Już wszystko dobrze...
- Nic nie jest dobrze Niall - wyszlochała do mojego ramienia mocniej się wtulając - Dlaczego mi to robisz?
Dlaczego czuję się taki winny? Dlaczego wstrzymuję oddech, martwiąc się o jej sens słów?! Zatracam się w strachu przed tym, że jest jedyną osobą która może mnie zranić?! Jest jedyną moją słabością. Zależy ci Niall! Nie mów tego, błagam choć raz spróbuj!
- Tak jest lepiej dla ciebie księżniczko - brawo, jak zwykle działasz szybciej niż myślisz. Debil! 
- Nie mów tak do mnie, jeśli masz zamiar mnie odpychać, zdecyduj się w końcu. I wcale nie jest lepiej, tylko gorzej... 
Adriana otarła łzy wyszarpując swój plecak i puszczając się biegiem w stronę swojego domu. Stałem tam wbity w ziemie, kiedy osoba na której tak mi zależało właśnie zatrzaskiwała furtkę, ostatni raz podnosząc na mnie smutny wzrok. Brawo, na prawdę brawo, spisałeś się chłopie! Wygrywasz pierdolony certyfikat umiejętności spierdalania wszystkiego, Horan! 
 
 
Zapadł wzrok, kiedy szedłem swoją ulica do pustego mieszkania. Cały czas umartwiałem się wydarzeniami z całego dnia. Jak bardzo się nienawidziłem za to co powiedziałem Ann. Za to co się ostatnio dzieje. Za wszystko. Liam wielokrotnie powtarza mi ''Złe rzeczy zawsze zostają z tobą. Podążają za tobą i nie możesz się ich pozbyć nie ważąc na to jak mocno byś chciał się ich pozbyć.'', a ja nie wiem kiedy w końcu sens tych słów do mnie dotrze i pogodzę się ze swoim nędzną egzystencją. 
Z zamyślenia wyrwał mnie chichot dziecka. Podniosłem wzrok w tamtą stronę. W ciemnej branie zza ścianką kryła się mała dziewczynka. Miała długie białe włoski spięte w kucyk, przewiązane czerwoną wstążką. Miała na sobie czarny płaszczyk, tego samego koloru buciki i czarą sukienkę. Podchodząc bliżej widziałem jej niezwykle szare oczy. Nagle dziewczynka uciekła w głąb bramy piszcząc.
- Nii pośpiesz się! Zobacz co zrobiłam!
Tylko jedna osoba na tym całym popierdolonym świecie mówiła do mnie ''Nii''. Wtedy dotarło do mnie kim była dziewczynka.
- Lilit... przecież ty nie żyjesz...
Puściłem się biegiem. Z poślizgiem wpadłem w bramę, potykając się i tracąc równowagę. Podparłem się ściany przemierzając ciemność. Chwilę potem wybiegłem na podwórko. Szybko podszedłem do blondynki przykucając przed nią i patrząc prosto w oczy.
- Lilit, co ty tu robisz?! Jak się tu znalazłaś? Myślałem, że..
- Nii pacz ... - dziewczynka nie dała mi skończyć wskazując na postać opierającą się o murek. Wcześniej jej nie zauważyłem. Mrużąc oczy dostrzegłem, że to Adriana! W dodatku cała we krwi! Zerwałem się do dziewczyny, ta ledwo przytomna wypowiedziała moje imię. Osuwała się powoli na ziemię. Złapałem ją mocno w talii, podpierając własnym ciałem. Jej ręce, kruche ciało, a nawet twarz były pokryte krwią. Jej własną krwią. Przez jej klatkę ciągnęła się długa rozszarpana rana. Starałem się tamować ranę, lecz to było na nic. Ann już straciła mnóstwo krwi, która nie przestawała lecieć, a rany były zbyt rozległe, aby je zatamować. Było za późno. Nie mogłem jej uratować. Patrzyłem w ukochane brązowe oczy, z których powoli wyciekało życie. Drobną zakrwawioną rączką dotknęła mojej twarzy lekko się uśmiechając. Kiwałem się do tyłu i do przodu, kurczowo ściskając sylwetkę szatynki. Cały się trzęsłem. Łzy leciały potokami i wkoło powtarzałem 'przepraszam, to moja wina, przepraszam cię tak bardzo' jak jakąś pierdoloną mantrę. Kiedy poczułem jak ciało Ann bezwładnie opada w moich ramionach, a wszystkie mięśnie jej ciała rozluźniają się, zaniosłem się histerią.
- Nie Ann! Błagam cie, nie odchodź! Proszę obudź się! Ja cie tak bardzo przepraszam księżniczko...
Łkałem w zagłębieniu jej szyi, kiedy dziecięcy głosik wyrwał mnie z rozpaczy.
- Nii dlaczego płaczesz? Przecież zrobiłam to dla nas!
- Coś ty zrobiła Lilit!! Dlaczego?!
- Żebyśmy mogli być już razem na zawsze... Ty i ja... twoja ciemność...
 
Zerwałem się ze snu. Z piekielnego koszmaru. Nie wiedziałem czy był tylko przestrogą czy może przepowiednią, czy tylko zwykłym koszmarem. Wiem jedno, od lat nie śniła mi się Lilit i nie zasnę do puki nie sprawdzę czy Adriana nie jest bezpieczna. 
Pośpiesznie odrzuciłem kołdrę, naciągając na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Chwilę potem wbiegłem do kuchni po szklankę lodowatej wody na uspokojenie. Oddychając głęboko pozwoliłem wypłynąć czarnej mgle i zabrać się do pokoju dziewczyny.
Zmaterializowałem się na dużym parapecie okna Ann. W środku pokoju paliła się lampka nocna, lecz szatynka już dawno spała. Zegarek wskazywał na 23:54. Delikatnie ruszyłem zawias w oknie i uniosłem je do góry wślizgując się do środka. Cicho zamknąłem okno, starając się nie wybudzić dziewczyny ze słodkiego snu. Podszedłem do szafki nocnej gasząc lampkę i naciągając na dziewczynę wyżej pościel. Nie mogłem się powstrzymać od przejechania palcem po jej pięknej skórze zaczynając od linii szczęki, a kończąc na obojczyku. Dziewczyna delikatnie westchnęła przez sen, mocniej wtulając się w poły pościeli. Ułożyłem się obok Adriany na łóżku, podziwiając jej spokojne oblicze delikatnie rysujące się w ciemności przez poświatę księżyca. Jej równomierny oddech mnie uspokajał. A delikatność i intymność chwili podsycała pragnienie posiadania jej na własność. Już na zawsze. 
Otulony tą chwilą odpływałem do krainy marzeń sennych, zapominając o dręczących mnie złych przeczuciach i myślach. Czasem sny się spełniają, ale nie możemy zapomnieć, że koszmary po części są snami...


          _________________________________________________________________

* Lough Ennell - to jezioro niedaleko Mullingar w Irlandii. Jak ktoś zapomniał, pojawiło się już wcześniej w opowiadaniu (dokładnie rozdział 7) :)

   ___________________________________________________________________

Hej Misie!
Tak wiem, że spóźniałam się z dodaniem rozdziału i przepraszam bardzo za to :C Wybaczycie c'nie? :3
Tak jak podałam w OGŁOSZENIU zrobię listę z Osobami informowanymi, z tego powodu powstanie specjalna zakładka gdzie wypiszę wszystkie wasze niki lub inne adresy kontaktowe. Jedyny warunek bycia powiadamianym:
JA INFORMUJĘ = TY KOMENTUJESZ

Wystarczy zwykłe 'super', 'fajne' czy cokolwiek innego wpadnie wam do głowy :) Interakcja i współpraca! <3
Również wpadłam na pomysł, że w najbliższym czasie zrobię zakładkę o bohaterach, miejscu i czasie akcji oraz wszystkim co dzieje się w opowiadaniu z objaśnieniami jakby ktoś zapomniał, pogubił się i chciał sobie przypomnieć szczegóły wraz z przypisami. Będę aktualizowała zakładkę wraz z nowymi rozdziałami i pytaniami od Was  :) xx
Przypominam, że jest planowana zmiana wyglądu bloga i w najbliższym czasie mam zamiar skończyć dobierać grafiki.
I co Wy na to aby zrobić zwiastun do opowiadania?? Piszcie :3 xx
Love ya,
Adela.
P.S.: Niki piszcie pod koniec komentarzy, pod tym postem :) xx

20 paź 2013

Ogłoszenie!

Hej Mysiaki! Ogłoszenia parafialne!
ROZDZIAŁ9 BĘDZIE JUTRO O GODZINIE 19.30!!
Przepraszam jeszcze raz ale nie wyrobiłam się bo:
1) miałam bardzo dużo nauki
2) miałam nawał okazji rodzinnych na których nie mogłam pisać :C
3) nie chciałam rozdzielać tego co mam na części
Mam nadzieję, że się nie obrazicie :) jeśli chodzi o rozdział10 powinnam już go dodać tak jak zwykle czyli niedziela po 19.00 :D
Kolejna sprawa!
Parę osób pyta się mnie co z I Wanna Die Without Pain....
Tak więc jeśli chodzi o kontynuację oczywiście mogę to zrobić jak wyrazicie na to swoją chęć lecz nie nastąpi to wcześniej jak po feriach zimowych (czyli w Lutym przyszłego roku). Powód jest oczywisty nie mam wystarczająco czasu na pisanie dwóch blogów, a po półroczu odchodzi mi parę zajęć to będę mieć więcej czasu :) Jednakże nie nastawiałabym się na nic szczególnego bo zapewne rozdziały nie mogłyby pojawiać się częściej jak raz w miesiącu.
Sprawa nr3!
Strasznie smuci mnie fakt że tak mało osób komentuje posty :( Wiem, że jest coraz więcej nowych czytelników a liczba komentarzy zaczęła spadać... Troszkę jest mi przykro z tego powodu i DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM tym który poświęcają tą chwilkę dłużej i piszą nawet miłe słowo pod postami :) Kocham Was i dziękuję jeszcze raz, że to robicie ponieważ to bardzo motywuje do pracy oraz pokazuje iż podoba się Wam to co naskrobię :3 <3
Ostatnie ogłoszenie!
Chcecie aby powstała lista z Osobami informowanymi?? Jeśli tak to piszcie tu pod postem wszystkie Wasze opinie ja postaram się wszystko ogarnąć i wracam do kończenia rozdziału :)

Buziaki xx
A.

13 paź 2013

Rozdział 8

                                                                        Sangnis*
 Kiedy wróciłem na miejsce tarcia się mojego z małolatami od najwyższego zastałem tylko wiele karetek i zabieganych ratowników medycznych. Stałem oparty o pień na szczycie drzewa, niezauważony przez żadnego żałosnego człowieka. Część policjantów zaznaczała miejsce, inni zbierali dowody jednocześnie pisząc protokoły. Czy jak tą całą bzdurną procedurę nazywali. Miałem już odchodzić kiedy coś przykuło moją uwagę. Szatynka, którą zaatakowałem. Była właśnie zapakowywana do karetki. Nadal była nieprzytomna lecz nic nie wskazywało na jakieś specjalnie zagrażające życiu obrażenia. A z tego co pamiętam, kiedy chciałem rozszarpać jej gardło mimo wypadku nadal była przytomna... Ledwo lecz nadal...
 
              _______________________________________________________________ 
                                                                 Niall 
 
Otworzyłem oczy, lecz reszta ciała nawet nie drgnęła. Nie chcę się ruszać, ponieważ wiem że chłopaki to wyczują i zraz tu przyjdą zadając dużo zbędnych a przede wszystkim wkurwiających pytań na które nie miałem zamiaru odpowiadać. 
Znajdowałem się w swoim mieszkaniu. W sypialni a czułem się uwięziony. Zupełnie jak moja dusza w ciele. To co się działo we mnie było nie do zniesienia. Mój wzrok podążył na znamię ciągnącą się przez cały nadgarstek. Przejechałem delikatnie palcem po wypukłości, a nie miłe wspomnienia z całego mojego życia szturmem przelewały się przez moją głowę. Nie mogąc już znieść natłoku myśli przewróciłem się na plecy zakrywając ręką oczy. Kurwa mać wypierdalać z mojej głowy! Dlaczego mnie tak męczycie?! Odetchnąłem głęboko kiedy usłyszałem jak drzwi od mojego pokoju uchylają się. Zabrałem rękę ze skroni. Uporczywie wpatrując się w sufit. 
- Niall? - Liam cicho wyszeptał przykucając przy moim łóżku - Nialler?
- Czego chcecie? - wyszeptałem dalej nie darząc gości nawet jednym spojrzeniem.
- Zapytać się jak się czujesz... - Li łagodnie mówił uporczywie szukając na mojej twarzy odpowiedzi.
- A jak myślisz?! - odpowiedziałem kiedy na moją twarz wkradł się sarkastyczny grymas.
- Myślę, że myślisz za dużo Niall - Harry raczył zabrać głos. Sarkastycznie prychnąłem kręcąc głową na boki. Ścisnąłem palcami skronie, zastanawiając się jak mam się do tego ustosunkować. Dźwignąłem się na łokciach jednocześnie intensywnie wpatrując się w twarz przyjaciela.
- Masz rację! Za dużo myślę - zacząłem głosem pełnym ironii by potem zacząć się drzeć - Bo kurwa NIC się nie stało! Pozbyliśmy się paru natrętnych gości, ja żyję i wszystko kurwa śpiewa i tańczy! Co mogło by być nie tak?!
- Niall... - Paynoo starał załagodzić się całą sytuację.
- Nie Liam! Przez mnie znowu cierpią ludzie tylko dla tego, że polubiłem ich.
- Niall ale to...
- To co Li?! No co?! OŚWIEĆ MNIE!
- Po prostu jedno wielkie nieporozumienie!
Wybuchnąłem gorzkim śmiechem, by chwile potem spoważnieć.
- Moje życie to jedne wielkie pieprzone nieporozumienie.
Zamaszyście przerzuciłem kołdrę na drugą stronę materacu i zerwałem się z miejsca. W drzwiach minąłem Zayna tępo patrzącego się w jakiś punkt na ziemi. Nie obdarzyliśmy się nawet przelotnym spojrzeniem. Mulat nie starał się mnie zatrzymywać ani ustąpić. Zderzyłem się z nim barkiem ten nawet nie sykną na mnie. Zawiesił się, głęboko się nad czymś zastanawiając. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to. Już nic mnie nie obchodziło.
Wpadłem do kuchni przeszukując szafki. Po krótkiej chwili znalazłem to czego szukałem. Butelka
whiskey. Niechlujne ostawiłem ją na stole tak, że wspaniały płyn w środku zakołysał się aż po sam korek. Nie wiele czekając odwróciłem się po kryształową szklankę a potem już w moim gardle rozlewała się niezwykła ciecz. Przetarłem usta czując jak alkohol lekko piecze mnie w gardło. Odstawiłem szklankę na blat podnosząc wzrok na zbiorowisko w salonie. Wszyscy moi przyjaciele wpatrywali się we mnie z troską i bólem? Oh proszę was nie dobijajcie mnie! Przecież nie macie uczuć to jest nie możliwe aby którykolwiek martwił się o mnie.
-No co? Kazania część druga?!
- Niall błagam cię nie rób tego - Liam zbolałym tonem starał się mnie przekonać do swojego zdania. Cóż mogę powiedzieć, że moja reakcja go nie zadowoliła bo po omacku nalałem kolejna pokaźną porcję złotego alkoholu, którą następnie jednym chełstem wlałem w siebie patrząc prosto w oczy przyjaciela. Wściekły Paynoo odwrócił się w stronę ściany, chwytając się mocno głowy - Kurwa mać przecież rozmawialiśmy o tym w Irlandii Nialler! Nic do ciebie nie dotarło?!
- Najwyraźniej - odezwałem się tonem bez uczuć, sarkastycznie wyginając usta.
- Szczeniaku ile ty masz lat żeby robić nam jakieś jazdy na miarę nastolatka? - Lou prychnął widocznie rozbawiony całą sytuacją.
- Ponad 80 lat Tommo i nie robię sobie jaj jak nie chcesz tu być to wypierdalaj wiesz gdzie są drzwi.
- Naprawdę chcesz się licytować kto ma ile lat?! - teraz już wściekły Louis podchodził do mnie z zamglonymi czarnym dymem oczami. Chwycił mnie mocno za koszulkę sycząc - Bo tak się składa, że ja liczę ponad 104 lata i nie raz ratowałem twoją upośledzoną dupę więc trochę szacunku.
- Ohhh mój ukochany jak chcesz to zabij mnie nie mam nic przeciwko! - wyśpiewałem mu prosto w twarz. Wie dobrze, że nie bałem się go. Tak samo jak żadnego ze zgromadzonych tu. Najpotężniejszą a zarazem najsłabszą ze względu na uczucia istotą w tym pokoju byłem ja.
Widziałem jak w szatynie przed mną zbiera się złość a w czarnych oczach budzą się najgorsze zwierzęce instynkty. Zbierał się żeby mnie właśnie rozszarpać. Dobrze. W końcu komuś zebrało się na tyle odwagi by to zrobić. Lecz w tym samym momencie gdy Lou zaczynał atak do nas doskoczył Liam i Harry. Loczek wyprowadził rozwścieczonego przyjaciela na zewnątrz, prawdopodobnie by zapalił oraz wyluzował się trochę, kiedy Liam potrząsał mną.
- Czyś ty oszalał?! Niall nie jesteś zwykłą skorupą bez duszy jak my! Znowu wracany do początku?! - Na nic innego nie było mnie stać jak histeryczny śmiech. Li patrzył na mnie z niedowierzaniem. Szeptał niemo 'nie wierzę'. Po chwili zauważyłem, że w ręku dalej trzymam butelkę
whiskey. Nie przestając się śmiać pociągnąłem spory łyk trunku. Razem z rozlewem alkoholu histeryczny śmiech przeradzał się w łzy. - Nialler, Nialler, Niall... - Li przyciskał mnie do siebie.
Odepchnąłem go i niezdarnie wstałem. Potoczyłem się na kanapę ciężko zapadając się w jej poduszkach. Upiłem jeszcze trochę alkoholu następnie patrząc na jej pozostałą zawartość. Nawet nie wiem kiedy zniknęła ponad połowa. Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nagle poczułem jak ktoś wyrywa mi butelkę z rąk. Zayn przycupnął koło mnie również zaciągając się napojem. Nie odzywał się i dalej nad czymś głęboko się zastanawiał.
Splotłem ręce na piersi. Mój wzrok utkwił gdzieś w kącie pokoju. Zapadłem się bardziej na kanapie w skutek czego moja głowa opadła na kolana Mulata. Liam opadł na drugim końcu kanapy uprzednio podnosząc moje nogi kładąc je na swoje. Zayn delikatnie bawił się moimi końcówkami blond włosów. Nikt nie odważył się zakłócić ciszy, aż w końcu nie wytrzymałem i zacząłem bełkotać. Alkohol powoli zaczynał działać.
- Li co ty tu robisz? Myślałem, że masz kontrakty.
- Skończyły mi się z nowym rokiem - pokiwałem głową na znak zrozumienia dalej gapiąc się przed siebie - Niall... Myślę, że chciałbyś wiedzieć... Bo Adriana i reszta jest od trzech dni w szpitalu. Z tego co wiemy nikomu nic poważnego się nie stało nie licząc połamanych kończyn.
Znów pokiwałem głową kiedy nagle coś do mnie dotarło.
- Od ilu dni?!
- Trzech...
- Chłopacy ile mnie trzymaliście w nieprzytomnym stanie...?
- Prawie cztery... - Liam wyszeptał niepewny - Ale wszystko się poukładało. Nie masz już łowców na głowie, zrezygnowali na jakiś czas i wszyscy twoi znajomi są w szpitalu w stanie stabilnym pod opieką lekarzy - chłopak poklepał mnie po piszczelu, słabo uśmiechając się.
- Mało pocieszające - wyszeptałem zaciskając powieki - Nic nie chcę mówić ale chyba powinniście się już zbierać.
Liam wymownie spojrzał na bruneta za mną, utwierdzony w jego kiwnięciu głowy powoli wstał. Posłał mi ostatni pokrzepiający uśmiech i znikną. Zayn chwycił poduszkę leżącą obok i podłożył mi ją pod głowę, ostatni raz przemierzając ręką moją czuprynę. Kiedy już miał wychodzić, odwrócił się w moja stronę cicho szepcząc.
- Nie rób nic głupiego proszę - i dał mi buziaka w czoło?! Chwile potem już go nie było a ja odurzony alkoholem odpływałem.


Nie mogłem spać. Od feralnej nocy wypadku minęło już sześć dni. Z rękoma pod głową wpatrywałem się w sufit swojej sypialni. Wsłuchiwałem się w spokojny oddech dziewczyny obok, której teraz za cholerę
imienia nie mogłem sobie przypomnieć. Naga blondynka leżała odwrócona na do mnie plecami za nic robiąca sobie to, że właśnie śpi po stosunku z jedną z najniebezpieczniejszych kreatur tego świata.
Po cichu tak aby nie obudzić dziewczyny wyślizgnąłem się z łóżka i naciągnąłem na siebie jakieś szare dresy które miałem pod ręką. Po drodze na schody przeciw pożarowe chwyciłem papierosy i czarną bluzę.
Przycupnąłem na zimnej metalowej powierzchni opierając się o chropowaty tynk ściany. Powolnie wypuszczałem dym papierosowy z płuc wpatrując się w księżyc. Spokojnie paliłem tak papierosa za papierosem kiedy usłyszałem koło siebie lekki szelest. Niechętnie odwróciłem głowę w tamtą stronę. To Zayn w ciszy wpatrywał się we mnie.
- I jak było?
- Fenomenalnie.. - odparłem sarkastycznie, wracając wzrokiem na księżyc. Mulat pokiwał głową przysiadając się do mnie. Wyciągnąłem rękę z paczką papierosów do przyjaciela częstując go. Ten sprawnym ruchem wyciągną jednego i odpalił go.
- Niall nie wściekaj się ale... Liam mi wszystko powiedział...
Prychnąłem niezadowolony. Poproś aby zachowali coś dla siebie po tygodniu możesz być pewny, że wszyscy już wiedzą.
- Tak więc nad tym tak ostatnio się zastanawiałeś - brązowooki przytakną, smutno wpatrując się w moje dłonie które teraz bezwładnie opadały wzdłuż mojego ciała - I co wymyśliłeś?
- Nie będę prawił ci morałów bo wiem, że ich nienawidzisz i nie będę ci mówił co masz robić bo nie mam pojęcia w jakiej sytuacji jesteś bo skąd mam wiedzieć? Ostatni raz człowiekiem byłem ponad sto lat temu ale... - tu Zayn zawiesił się na chwilę - Nie odwracaj się za siebie. Nie idziesz już tą drogą.
- Wiem, że nie ale już tak się od tego uzależniłem - wyszeptałem słabo zmarnowany.
- Przeszłości nie zmienisz Niall i tą którą masz za sobą powinieneś odpuścić już niczego nowego nie wniesie do twojego życia. Jedyna przeszkoda, która stoi przed tobą to ty sam.
- I kreatury piekieł.
- Piekło - Zayn prychną przywierając plecami płasko do ściany - Oh proszę cię jesteś synem króla piekieł nie stoi ci ono na przeszkodzie. Nie wymyślaj sobie problemów których nie ma - przyjaciel wrócił wzrokiem na mnie - Tak więc jak było z blondynką?
- Nijak, nawet nie wiem jak ma na imię.
- Słodsze usta Adriany?
Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Razem z Zaynem śmialiśmy się pod nosem. Kiwałem głową na boki niedowierzając.
- To też Liam ci powiedział.
Mulat kiwną głową dodając.
- Zdradzę ci sekret. Nawet niezliczona ilość cipek z najwyższej półki nie zastąpi ci prawdziwej miłości kobiety.
Po tych słowach mój przyjaciel wstał klepiąc nie po ramieniu i rozpłyną się w czarnym dymie. Zgasiłem peta, niechlujnie ciskając nim na ulicę oraz wróciłem do domu wykąpać się.


Szedłem wzdłuż ulicy w stronę szpitala. Chciałem tam pójść i raz na zawsze postawić sprawę jasno, przy okazji sprawdzając czy na pewno z nimi wszystko w porządku.
Byłem już przy gmachu szpitala kiedy w tłumie pewna sylwetka przykula moją uwagę. Był to mężczyzna w czarnym garniturze, długim płaszczu i koszuli w tym samym kolorze. Opierał się o niewysoki murek, wpatrując mi się prosto w oczy. Podszedłem bliżej a kiedy jego rysy stały się wyraźniejsze skojarzyłem go. Postanowiłem zachować zimną krew jednocześnie nie dając po sobie poznać, że mam ochotę się na niego rzucić i zabić. Wkładając rękę do kieszeni spodni, stanąłem naprzeciw mężczyzny.
- Witaj Niall - kiwnąłem głową na powitanie.
- Co tu robisz? Myślałem, że wystarczająco wyraziłem się w Irlandii.
- Owszem, tak tylko zastanawiałem się kiedy pojawisz się odwiedzić znajomych - wymijająco odpowiedział brunet spokojnym, głębokim głosem.
- O to jestem czego chcesz?
- Nie pamiętasz mnie prawda? - ściągnąłem brwi skonsternowany - Wysłał mnie twój ojciec.
- To nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem - odparłem sarkastycznie.
- Nazywają mnie Sangnis, sądzę, że powinieneś wiedzieć i trochę to rozjaśni ci pamięć. A teraz idź odwiedzić swoich przyjaciół. Ja więcej nic nie mam tu do roboty - mężczyzna odwrócił się i odszedł by potem jeszcze raz obdarzyć mnie spojrzeniem - Ah Niall do zobaczenia.
Trawiłem słowa, które do mnie wypowiedział. Ostatnie dwa brzmiały jak groźba lub obietnica. Patrzyłem za oddalającą się sylwetka Sangnisa by w końcu na drugim końcu ulicy rozpłynął się w czarnym dymie.


        ___________________________________________________________________
                                                                                  Adriana

Cisza odbijała się echem po moim pokoju szpitalnym. Jurto mieli mnie wypisać, lecz w tym czasie miałam jeszcze jedną dobę wytrzymać w tych czterech ścianach. Sama.
Bezmyślnie przerzucałam kolejne kartki książki, kiedy usłyszałam ciche pukanie do pokoju. Zza drzwi wysunęła się blond czupryna, której obecności nigdy bym się tu nie spodziewałam.
- Można? - spokojnym głosem zapytał się Niall, przytaknęłam siadając na łóżku. Chłopak wszedł do pokoju i usiadł na krześle koło łóżka, przewieszając swój płaszcz przez kolano - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale nie jest tak źle nie licząc tego, że strasznie się nudzę - odparłam nieśmiało uśmiechając się.
- Byłem odwiedzić innych, część połamańców leży zagipsowana i zszyta - Niall posłał słaby uśmiech - Co lekarze powiedzieli tobie?
- Oprócz rozcięcia skroni, lekkiego wstrząśnienia mózgu i wielu zadrapań oraz siniaków nic specjalnego. Jutro mnie wypisują.
- Cieszę się że ci i reszcie nic poważnego nie jest.
- Miło z twojej strony - uśmiechnęłam się ciepło, kiedy blondyn zawiesił głowę.
- Słuchaj jeśli chodzi o tamtą noc w sylwestra... - lekko się zarumieniłam na wspomnienie miękkich ust chłopaka, aby ukryć moje zakłopotanie spuściłam wzrok na moje splecione palce - Ona... Ona nigdy nie powinna się wydarzyć.
Co?! Ale... Ale jak to?! Wytrzeszczyłam oczy na blondyna nie dowierzając w to co mówi. Co z tym wszystkim co mówił wtedy gdy byłam u niego i w sylwestra i w ogóle... Myślałam, że ... Sama nie wiem co myślałam ale to wszystko co się wydarzyło przecież nie było niczym ...
- A co... Co z tym wsz.. - nie mogłam skleić poprawnego zdania łzy pchały się same do oczu. Za wszelką cenę nie chciałam pozwolić im wypłynąć.
- Było minęło - tak po prostu ? Nie odważyłam się nic powiedzieć tylko słuchałam jak Niall nawet nie przejął się tym że niszczy co było między nami. Właśnie tylko czy coś było między nami czy sobie tylko to ubzdurałam? - Najlepiej będzie kiedy zapomnimy o tym wszystkim i... Po prostu nie zbliżaj się już do mnie tak będzie lepiej...
Czułam na sobie jego intensywny wzrok. Nie mogłam na niego spojrzeć ciągle uciekając wzrokiem gdzieś w bok tak jak i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Nieznacznie pokiwałam głową na znak aprobaty, zaciskając usta w cienką linię. Dalej nie patrzyłam na Nialla. Choć wcale nie chciałam się zgodzić na to co mówi i chciałam na niego się rzucić z pięściami oraz wykrzyczeć mu jakim dupkiem jest nie zrobiłam nic. Bez słowa kiwną głową, wstając, zabierając swój płaszcz i odchodząc w sobie tylko znanym kierunku. Tkwiłam tam uwięziona w pokoju patrząc za oddalającą się sylwetką chłopaka czując jak od środka kruszę się na miliony kawałków. Ciało miałam jak z waty, gdyby nie fakt, że siedzę na łóżku na pewno teraz bym klęczała na podłodze zalewając się łzami. Tak szybko zagościł we moim życiu, tak samo szybko z niego znikną. Właśnie umiera we mnie pewien kawałek, który należał tylko do niego...

             ______________________________________________________________

* Sangnis (z łaciny 'krew') - imię nowego bohatera. Specyfika imienia? Na potrzeby do opowiadania w dalszych rozdziałach wszystko się wyjaśni :)


             ________________________________________________________________

Hej!
Tak więc przybywam z rozdziałem 8! Tak wiem, że trochę krótki i lekko się spóźniłam ale naprawdę nie miałam dużo czasu na pisanie :C Mogę zdradzić, że następny będzie o wiele dłuższy :3 xx
Wiele z Was pyta się kiedy będzie następny rozdział zaraz po dodaniu obecnego. Przykro mi jest to oznajmić ale nie jestem w stanie dodawać rozdziałów częściej niż raz w tygodniu. Wypadło tak, że najlepiej mi się dodaje w niedziele i tak raczej bym się spodziewała następnych notek :) xx
Jak zawsze możecie złapać mnie pod adresami w zakładce 'Kontakt' z chęcią odpowiem na wasze wszystkie pytania :3 xx
Jak również witam nowych obserwatorów na blogu i dziękuję za bardzo miłe słowa pod poprzednim rozdziałem! <3
Zachęcam do komentowania również pod tym postem ;D xx
I to by było na tyle...
Lots of love,
Adela

6 paź 2013

Rozdział 7

 
 - No gratulacje, jak zwykle się zgubiliśmy - Przewróciłam oczami, patrząc na palącego Alexa - Nie mogłeś wybrać jakiś lepszych kierowców ?
- Oh Annee, nie denerwuj się - chłopak posłał mi ciepły uśmiech, jednocześnie wypuszczając dym papierosowy z płuc - Gadają już z miejscowym, za niedługo będziemy na miejscu.
- Gdzieś ty nas wywiózł ?!? - Wiki zapiszczała podchodząc do nas - I co robi tu Mark ?! Przecież wiesz o ostatniej sytuacji z Ann!
- Oj dziewczyny, nie marudźcie! A na niego nic nie mogłem zaradzić - Alex zaczął się tłumaczyć, a ja spuściłam wzrok na buty, w tym samym czasie kopiąc bryłki śniegu czubkiem obuwia. Nie chciałam Marka tutaj. Dalej nie wybaczyłam mu tego co zrobił, a teraz będę musiała spędzić z nim sylwestra - Przepraszam Ann, ale jak zapraszałem Nicka i Johna, to wygadali się Markowi, więc musiałem go zaprosić. Przecież wiesz, że mój i jego ojciec razem prowadzą biznes, przez co byłem do tego zmuszony ze strony rodziców.
- Alex, nie tłumacz się - przerwałam chłopakowi - Przyjaźnimy się od dziecka i wiem, że specjalnie byś mi tego nie zrobił. A teraz idź do tej bandy przygłupów, bo dopiero na następnego sylwestra zajedziemy do domków.
Odprowadziłam szatyna wzrokiem, chichocząc radośnie z Wiką. Chłopak potykał się o kamienie ukryte pod białą powłoką śniegu.
 
     ______________________________________________________________________
  
                                                                     Niall
 
Jechałem z Liamem starą drogą do domu. Zgodnie z kontraktem miał zjechać okolice i takie tam bzdury. Nie rozumiałem tego człowieka. Na własną prośbę dowalał sobie roboty.
Wściekły grzebałem w telefonie. Odpisywałem na wiadomości znajomych z nowej szkoły, kłóciłem się wirtualnie z Zaynem, a  Paynoo w najlepsze gadał o czymś nieskładnie, bardziej do siebie niż do mnie.
- Nowi ludzie w okolicy - Liam mrukną zadowolony - Nowe zabaweczki czy pożywka ?
Nie zwracałem zbytnio uwagi, na to co pieprzy pod nosem. Byłem tak cholernie wkurwiony. Kiedy nie zgodziłem się na to, aby Harry chodził ze mną do szkoły, zesłali mnie tydzień wcześniej do Irlandii. Za chuja nie podobał mi się ten pomysł. Nawet nie mogłem protestować. Zayn wmawiał, że to dla mojego dobra.
Liam bąkną coś, że idzie się przywitać. Machnąłem ręką na chłopaka, nawet nie odrywając wzroku od telefonu. Wtopiłem się niżej w fotel pojazdu i czytałem nową porcje ''nadopiekuńczości'' Mulata.
Z zewnątrz dochodziły do mnie urywki rozmów, kroków oraz śmiechu dziewcząt. Z tego, co zrozumiałem, Liam tłumaczył jakimś szczeniakom drogę nad domki letniskowe. Właśnie miałem odpisywać przyjacielowi, kiedy usłyszałem jak ktoś na zewnątrz woła ''Adriana! Wika! Dziewczyny chodźcie wiemy już jak dojechać!'' Wyskoczyłem z samochodu jak oparzony. Właścicielem głosu okazał się Alex.
- O Nialler! Ci oto, młodzi ludzie przyjechali tu na sylwestra. Kochani to mój brat Niall - zaczął Li - A to Alex, John, Wiki, Beth i ...
- Adriana i całą resztę też znam - zauważyłem w grupce osób Marka, co ''dziwnym trafem'' nie spodobało mi się. Poczułem nieprzyjemne ukucie w środku, którego istnienia wcześniej nie zauważałem.
- Niall? A co ty tu robisz? - zapytał się Alexander z uśmiechem na twarzy - Jak pytałem się co będziesz robił w sylwestra, mówiłeś, że zsyłają cię do rodziny.
- Mógłbym powiedzieć o tobie to samo, stary - podszedłem uściskać rękę chłopakowi, kiedy oczy wszystkich zgromadzonych spoczywały na mnie - I zesłali mnie - wskazałem ręką na Payna - Do niego właśnie przyjechałem.
- Zaraz to wy się znacie? - Liam stał trochę zdezorientowany.
- Ta, to moi znajomi z nowej szkoły.
- Jesteście braćmi? - Ann niepewnie zadała pytanie, odpowiedziałem twierdzącym kiwnięciem głowy. Na chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Zatraciłem się w jej oczach, ocknąłem się dopiero, kiedy dziewczyna speszona spuściła wzrok dodając - Nie jesteście podobni.
Stała u boku Alexa, lekko wtulając się w chłopaka. Znowu to cholerne ukucie. Co jest między tą dwójką ? Są parą ? Czy czują coś do siebie ? Jak nie było mnie przez tyle czasu coś się między nimi wydarzyło? Te myśli nie dawały mi spokoju, a uczucia przelewające się przeze mnie były mi obce i nie potrafiłem sobie z nimi poradzić. Świadomość silnych więzi między nimi, nie pomagała. Tylokrotne przeklinałem swoją ''wyjątkowość''. Jakże niewiedza błogą jest... Teraz będę się męczył z kolejnymi niedopowiedzeniami. Jakby nie było ich już wystarczająco dużo.
Zanim zdążyłem dobić się do końca z niezliczoną ilością pytań poczułem lekkie szarpnięcie od tyłu. To Liam pociągną mój bark, przytulając mnie do swojego torsu, a wolną ręką mierzwiąc grzywę.
- Ciii nie mówcie nikomu, ale Niallerek był adoptowany - mówił rozbawiony - Jeszcze o tym biedaczek nie wie!
- Idiota! Nie jestem adoptowany - spojrzałem na chłopaka, lecz nie mogąc się pohamować wybuchłem śmiechem - Mamy wspólnego ojca - dodałem opanowując się trochę.
Widziałem jak Ann zaciąga się powietrzem. Chyba jako jedyna wie troszkę więcej o mojej rodzinie niż wszyscy zgromadzeni.
- No ale historyjka o adopcji jest lepsza, wiesz laski na nią lecą - dodał Liam wieszając się na moim barku i puścił oczko do rozbawionego towarzystwa.
Stałem, nie dowierzając, w to co się dzieje. Liam, tak ten, odpowiedzialny, surowy i najdojrzalszy Liam, stał z ludźmi i żartował w najlepsze. Co lepsze, nawet podobało mu się to! Kiwałem głową na boki. Chowając ręce głęboko w kieszenie mojej zielonej kurtki oraz garbiąc się, by ukryć twarz w kołnierz okrycia, zastanawiałem się, gdzie jest haczyk w tej całej sielance. Paynooo na pewno, nie zachowywałby się tak jak teraz, gdyby nie wypatrzył czegoś.
- Słuchajcie chłopaki, skoro jesteśmy tu razem, to może wpadniecie do nas i razem będziemy świętować sylwestra?! - zaoferował się Alex, a ja w duchu modliłem się, żeby taka propozycja nigdy nie padła - Liam wie, gdzie nas szukać, sam pokazał nam drogę!
- No Niall? - Li posłał mi tajemniczy uśmiech - Co ty na to? Poznamy się bliżej z twoimi znajomymi?
- Słuchajcie, nie zrozumcie mnie źle, ale dawno nie widziałem się z bratem i chciałem z nim spędzić trochę czasu - posłałem Liamowi wymowne spojrzenie, mocno ściskając szatyna za bark - Bo następny raz, znowu spotkamy się za pół roku.
- Jasne, rozumiemy! - wtrącił się John, przerywając moją wzrokową potyczkę z bratem - Ale jak coś wpadajcie, będziemy czekać.
Szybko pożegnałem się ze wszystkimi, a następnie zaciągnąłem Liama do samochodu. Wściekły liczyłem od dziesięciu do zera, siedząc na fotelu pasażera, kiedy mój przyjaciel machał do Alexa oraz reszty paczki, mówiąc iż na pewno wpadniemy.
- To ci niespodzianka mieszkają z drugiej strony jeziora, przy którym stoi nasz dom - Liam mówił kąśliwym tonem do mnie, w czasie, w którym ja sprawdzałem na ile oddaliliśmy się od dzieciaków - Wiesz ta dziewczyna o imieniu Adriana była niczego sobie... Tak się zastanawiam czy to ta dziewczyna, do której tak wzdychasz.
Mnie momentalnie ścięło krew w żyłach. Adrenalina buzowała w uszach, a serce mało co nie wyrwało się z piersi. Zgromiłem przyjaciela najsurowszym i najwścieklejszym spojrzeniem na jakie było mnie stać. Na moim towarzyszu nie zrobiło to nawet wrażenia. Jakby, nigdy nic uśmiechnął się pobłażająco oraz kontynuował monolog.
- Szkoda ich trochę, całkiem fajne się z nimi gadało, ale szybko staną się pożywką dla tutejszych.
Nie wytrzymałem i rzuciłem się na zaskoczonego chłopaka. Liam cisną po hamulcach, a auto na śniegu obróciło się wokół własnej osi, w ostatniej chwili wyhamowując przy linii drzew, stojących na końcu stromej skarpy.
Oczy zaszły mi czernią, a wściekłość i frustracja, zastąpiły krew. Mocno trzymałem szatyna za fraki. Cedziłem każde słowo przez zęby, powoli poszarpując chłopaka.
- Kurwa mać! Są N-I-E-T-Y-K-A-L-N-I dla ciebie i dla innych! N-I-E-T-Y-K-A-L-N-I!!  A od Adriany trzymaj się z daleka! Jasne?!
- Jak słońce, żabciu! - mimo ironii ze strony chłopaka widziałem, że nie jest mu do śmiechu. Jego oczy zaszły czarnym dymem, a szpony wysunęły się. Minę miał niemrawą, kiedy unosił ręce w geście obronnym. Lecz tak przybity do metalowej powłoki, ze mną wściekłym do granic możliwości, nie miał innego wyjścia, jak mnie udobruchać - Stary nie denerwuj się tak, tylko cię podpuszczałem.
Cisnąłem chłopakiem o drzwi auta i usiadłem z powrotem na swoje miejsce. Zawiesiłem łokieć na ramie okna, przyciskając pięść do ust. Nerwowo błądziłem kciukiem po dolnej wardze. Jeden głęboki oddech, drugi głęboki oddech, trzeci... Powoli wszystkie negatywne emocje odpływały z mojego organizmu.
- Niall, ja...
- Po prostu ruszaj - przerwałem Liamowi, szepcząc.
Patrzyłem na swoją rękę, którą nieświadomie zacisnąłem. Knykcie pobielały, a gdy rozluźniłem uścisk powoli nabierały normalnego koloru. Nienawidziłem tego. Nienawidziłem, gdy tak niewiele wystarczyło, abym był gotowy zabić.
- Nie wiedziałem, że ci ludzie są dla ciebie ważni.
- Bo nie są - zacisnąłem usta w wąską linię - Po prostu nie chcę, żebyście się mieszali w ich życie, które W-A-S nie dotyczy.
- Niall wiesz, że jeśli chodzi o Lilit to...
- To to jest zamknięta sprawa i nigdy nie wróci...
Stałem oparty o auto, paląc wraz z Liamem. W ciszy obserwowałem zimowy krajobraz rozciągający się nad Lough Ennell*. Słodka monotonia i niewinność jeziora były tak mylące. Czysta ironia. W tej chwili, nie mogę się doliczyć ile żyć pochłonęły otchłanie wody Lough Ennell. Mimo, że tafla zawsze była spokojna, to tylko czyhała, aż stracisz czujność, a wtedy i życie.
Liam bacznie obserwował mój kamienny wyraz twarzy. Nie jestem w stanie opisać, ile uczuć przelewa się teraz w moim ciele, tym bardziej nie jestem w stanie ich określić. Czasem przeklinałem drugą połowę, w której tliły się takie niedorzeczne rzeczy jak uczucia. Za każdym razem, kiedy byłem przekonany, że wyzbyłem się ich one zawsze wracały. Zawsze wracały. Raz jedyny. Raz na te wszystkie dekady dopuściłem do siebie uczucia... Od tego czasu, pozwalam się im powoli od środka zabijać. Cząsteczka, po cząsteczce.
Li raptownym ruchem rzucił peta na ziemię, przesadnie mocno przygaszając go butem. Wypuścił resztę dymu z płuc, jednocześnie zakładając ręce na klatce.
- Dobra od kilku godzin jesteś nie do wytrzymania - zaczął oskarżycielskim tonem - Jeśli chcesz, rozszarp mnie na kawałki szponami, dźgnij nożem, nie wiem, co tyko chcesz, ale muszę się o to zapytać.
Spojrzałem na przyjaciela smutnym wzrokiem. Nie miałem ochoty na rozstrzyganie konfliktów. Nie kiedy ja, sam w środku byłem jednym wielkim konfliktem.
- Powiedz mi, kim ona jest - szatyn dodał spokojniej - Kim ona jest, dla C-I-E-B-I-E?
- Nie wiem.
- Nie pierdol Niall widzę, że zaprząta ci cały czas głowę, nerwowo reagujesz na każde wspomnienie o niej - przyjaciel wpatrywał mi się prosto w oczy. Dostrzegłem w jego spojrzeniu nutę współczucia - Zależy ci na niej?
- Kurwa mać, Liam - wrzasnąłem, odrywając się od powłoki maski samochodu, odwracając się plecami do przyjaciela - Nie mam pojęcia i to jest dobijające. Za każdym razem, jak ją tylko spotykam, w mojej głowie pojawia się coraz więcej pytań. I okrągłe zero odpowiedzi - odetchnąłem głęboko, przymykając oczy - Mam poczucie jakiegoś ciągłego, pierdolonego obowiązku chronienia jej.
- Zależy ci na niej - Paynoo już się nie pytał, tylko spokojnie stwierdził fakt szeptem.
- Nie Li, to nie to. Kurwa, to coś innego...
- A więc chodzi o Lilit? - spojrzałem przez ramię, na mojego rozmówcę, prychając i zaprzeczając jakby samemu sobie kręcąc głową - Czyli chodzi o Lilit.
Odwróciłem całą sylwetkę, w stronę szatyna rozkładając ręce. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Nam obu brakowało słów, które i tak były zbędne.
- Liam, co ja mam ci, kurwa, powiedzieć?! - zamachnąłem się ręką na jezioro - Chciałbym, żeby z dniem kiedy ciało Lil tam utonęło, wszystko się skończyło. Chciałbym, ale kurwa nie mogę. Jeśli pytasz się czy przez te wszystkie lata dalej się obwijam o jej śmierć, to odpowiedź brzmi tak.
- Dlatego, przez to, zrezygnujesz z części człowieczeństwa?
Spoglądając na zamarzniętą taflę oraz poprószone śniegiem drzewa wokół Lough Ennell, nie wiedziałem co mam odpowiedzieć.
- Li zrezygnowałem z siebie jako człowieka już wieki temu - zamknąłem oczy, kiedy moje myśli atakowały kolejne raniące wspomnienia - Dlatego błagam cię. Daruj sobie ten temat. Nie mów nic o Adrianie chłopakom. Zostawcie ją... Naprawdę, skończę tą pierdoloną szkołę i nigdy więcej mnie nie zobaczy.
- W ogóle ze szkołą to był zjebany pomysł, ale Niall..
- Jestem już tym wszystkim zmęczony. Daruje sobie to wszystko... Tak będzie lepiej..
- Kurwa mać Niall! Daj dojść mi do słowa - odwróciłem głowę w stronę Li. Patrzył na mnie z wyrzutem - Uważam, że minęło tyle lat od wypadku z Lilit, że mógłbyś dać temu już spokój.
- Wypadku - prychnąłem, wyginając usta w ironicznym grymasie.
- Tego jednego, wielkiego, pierdolonego nieporozumienia! Okey?! - spojrzałem na buty czekając na dalszą część kazania - Nie pozwól, żeby to wszystko przyćmiło ci teraźniejszość. Niall widzę, jak bardzo starasz się być jak ja, Harry, Louis i Zayn od czasu Lilit, ale spójrzmy prawdzie w oczy, nigdy nie będziesz. Jesteś człowiekiem.
- Wiesz dobrze, że nie jestem człowiekiem!
- Dobra w połowie, ale jednak! Zawsze zaznaczasz, jak to odbiegasz od ludzi, a to gówno prawda. Masz takie same potrzeby jak oni. Kim była dla ciebie Lilit? No kim ?!
Zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Tym czasem Li kontynuował.
- Była twoim C-Z-Ł-O-W-I-E-C-Z-E-Ń-S-T-W-E-M Niall. Wiem jak to jest dla ciebie ważne. Mimo, że się do tego nie przyznajesz i wypierasz, lecz nic na to nie poradzisz. Nie możesz skreślać TEJ części, bo ona jest niezwykle ważna. 
- Jest słabością, pierdolonym przekleństwem, nawet nie wiesz jak macie łatwiej, kiedy nie posiadacie uczuć!
- Właśnie dlatego jesteśmy, kim jesteśmy. Myślisz, że to jest szczęście? Każdego jednego pierdolonego dnia Niall, zazdroszczę ci. A mam na to całą wieczność...
- Przeze mnie.
- Nie przez ciebie, tylko twojego ojca.
- Ale gdyby nie ja, nie zrobił by wam tego! - podszedłem do przyjaciela patrząc na niego z wyrzutem. Jak w ogóle śmiał mnie usprawiedliwiać?! Dobrze zdaję sobie sprawę ze swojej winy.
Zanim zdążyłem kontynuować, Paynoo złapał mnie za ramiona i potrząsną.
- Dawno temu pogodziłem się z tym Niall i nie wracajmy do tego... Ale ty czujesz i masz szanse na normalne życie. Ja już straciłem tą szansę, ale ty nie. Każdy ma za sobą przeszłość, ale przed sobą też ma przyszłość. Moja i chłopaków jest już dawno przesądzona, ale twoja nie.
- Normalną?! Co ty pierdolisz?! Jak można mieć normalne życie, nie będąc człowiekiem, z zastępami piekieł za plecami? Z morderstwami jak i okrucieństwem jakiego byłem świadkiem i sam się dopuszczałem?
- Z tego co pamiętam, a pamiętam bardzo dobrze nigdy, nikogo nie zabiłeś. To my mordowaliśmy i daliśmy zły przykład życia, bo stając się tym czym jesteśmy zapomnieliśmy o człowieczeństwie. Niall wiesz dobrze, że tego stylu życia jaki przyjęliśmy, nie pochwalam i odrzuciłem dawno temu i ty też powinieneś. Nie zaprowadzi cię to donikąd, ale będzie miało złe konsekwencje. Jest toksyczne dla ciebie jako człowieka oraz pragnienia bezwarunkowego uczucia. Wiesz, że to cię zniszczy. Już powoli niszczy...
- Ale przez mnie zginęły osoby, na których mi kiedykolwiek zależało...
- Ale TY nie wycelowałeś ciosu. Nie ty, tylko inni. Wiem, że ciężko jest ci pogodzić się z tym, co w sobie nosisz, tą odpowiedzialnością, poczuciem winy oraz całą resztą, lecz ona nie może ci przysłonić tego, co masz. Co jeśli ta dziewczyna jest twoją szansą na to, czego od tak dawna pragnąłeś?
- Nawet jeśli Li, to co z tego?! Co z tego? - palce przyjaciela mocniej wbiły się w moje ramiona, a usta ścisnął tak mocno, że utworzyły wąską linię - Nawet, jeśli ty dorosłeś do tej myśli co z resztą? Oni nigdy nie pogodzą się z tym, a ja ... - czułem jak wielka gula rośnie mi w gardle, nie pozwalając kontynuować - Ja nie przeżyje, jeśli znowu odbierze mi się kogoś, na kim mi zależy...
- To co wydarzyło się z Lilit nie powinno nigdy mieć miejsca. Teraz to wiem. Przykro mi, nie cofnę czasu, ale mogę zadbać o to, aby nigdy więcej się to nie powtórzyło. Nie rezygnuj z Adriany, tylko dlatego, że ci na niej zależy i boisz się, że spotka ją taki sam los jak Lilit. Nie bój się, że i ją stracisz. Po prostu, nie pozwól na to, a ja ci w tym pomogę.
- Nie Liam. Jestem już zmęczony ciągłą walką. Wolę odpuścić. Niech ułoży sobie życie z kimś, kto na nią zasługuje...
- Skąd wiesz, że tą osobą nie jesteś ty?
- Po prostu nie...
- Przecież wiesz, że nie da ci to spokoju, a potem będzie już za późno - szatyn dalej naciskał choć wiedział, że decyzja z mojej strony już zapadła - Ona jest inna niż wszystkie twoje dotychczasowe partnerki seksualne...
- Jest inna - odpowiedziałem, odpychając ręce przyjaciela i otwierając drzwi od auta - Brak jej, jakoś przeboleje.
- Tak jak, wszystko inne? - przyjaciel zapytał się zrezygnowany, smutno podążając wzrokiem za moją sylwetką.
- Tak jak wszystko Li, tak jak wszystko...
 
 
Leżałem na plecach, w swojej sypialni z dzieciństwa. Ręce założyłem za głowę, obserwując cienie na suficie. Blada poświata księżyca, była dziś dość jasna, ponieważ nocne niebo było bezchmurne. Płatki śniegu powolnie opadały, osadzając się na parapecie jak i gałęziach. Rozmyślałem nad dzisiejszą rozmową z Liamem. Nie ważne jak bardzo się przed tym broniłem oraz jak bardzo tego nienawidziłem miał rację. Miał pierdolona rację. Byłem nadopiekuńczy do Ann, bo bałem się, że spotka ją taka sama krzywda jak Lilit. Bałem się, że z dniem, kiedy wszedłem w jej życie cała sielanka runie i zniszczy ją. Zatruje jej życie, tak jak i moje. Nie chciałem jej dopuścić do siebie, bo przeraża mnie możliwość straty, ale też odrzucenia, z powodu mojej nieciekawej przeszłości. Mimo wszystko musiałem przyznać rację Li, że nie da mi to spokoju. Tak samo, jak i reszta rzeczy, które odcisnęły swój ślad, na mojej duszy i sercu. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak przez te wszystkie lata szukałem lekarstwa na poranioną duszę. Paradoksalnie okazuje się, że nie był to sex, alkohol, używki, ani kryminalistyczne akcje przepełnione testosteronem i adrenaliną tylko coś przed czym zawsze uciekałem. Ironią jest też to, że tym czym próbowałem się leczyć tylko pogarszałem swój stan.
'' Pieprzyć to, przecież też mam prawo do szczęścia, po tych wszystkich latach umartwiania się! Prawda...?''
Nie czekając, aż poczucie winy i odpowiedzialność przypomną mi o swoim istnieniu, zbiegłem po schodach. Zastałem tam Liama nad stertą dokumentów, ze zdziwioną miną, kiedy tak wpadłem do pomieszczenia.
- Wychodzę się przewietrzyć - oznajmiłem narzucając na siebie kurtkę i nieporadnie skacząc na jednej nodze, wciągając but - Muszę odetchnąć.
- Niall, za pół godziny północ - Li spokojnie odparł wracając do dokumentów.
- Wyrobię się, będę może parę minut po północy. Szybki spacer wzdłuż jeziora dobrze mi zrobi, wiesz świeże, nocne powietrze i takie tam, dobrze mi zrobią - paplałem co mi ślina na język przyniesie.
- Dobrze, pozdrów ją od mnie - szatyn machną ręka na pożegnanie, nie odrywając wzroku od papierów.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wychodząc. Rzuciłem tylko szybkie 'cześć' i już byłem za drzwiami.
Zimne powietrze owiewało mi twarz, a płatki śniegu padały na rzęsy. Podniosłem wzrok na niebo. Delikatnie się uśmiechnąłem, do powolnie spadających białych płatków. Nawet nie wiem kiedy, znalazłem się tylko 10 minut drogi od mojego ulubionego miejsca, do którego przychodziłem zawsze wtedy, gdy chciałem spokojnie pomyśleć i odizolować się od wszystkich.
Spoglądałem pomiędzy drzewami na przebijający się krajobraz jeziora. Gdzie drzewa rosły rzadziej, dało się zobaczyć brzeg oraz fragmenty niewielkiego klifu na, który zmierzałem.
- Niall? - odwróciłem się, do właścicielki głosu. Kiedy ją zobaczyłem, wryło mnie w ziemię. Kurwa to Adriana - Dlaczego nie wejdziesz, tylko szpiegujesz nas na zimnym dworze ?
- Lepiej powiedz mi, dlaczego nie bawisz się razem ze znajomymi, tylko straszysz mnie na dworze ?
- Hej, nie odpowiada się pytaniem na pytanie! - szatynka uśmiechnęła się - No więc, co tu robisz?
- Idę do mojego ulubionego miejsca - Ann podniosła brew - Musiałem się przejść, odetchnąć, a tam zawsze jest spokój...
- A gdzie jest to miejsce?
Nic nie mówiąc wyciągnąłem  rękę do szatynki, tajemniczo uśmiechając się. Dziewczyna niepewnie popatrzyła na mnie, zastanawiając się czy przyjąć wyzwanie.
- Oj chodź, nie gryzę - poszerzyłem uśmiech, widząc jej poirytowaną minę - Tak teoretycznie...
- Nie wiem, czy ci mogę ufać.
- Mi?! - przedrzeźniałem się z Ann - No co, jak co, ale mi możesz zaufać, nie raz cię już ratowałem.
- No tak, tylko tu nie znam okolicy, a Ty bardzo dobrze i gdzieś jeszcze mnie wyprowadzisz i co ja biedna zrobię? Nikt nie przyjdzie mi na ratunek.
- Czy Ty się ze mną przekomarzasz? - zaśmiałem się w głos, kiedy szatynka energicznie przytaknęła głową.
Ponownie wyciągnąłem rękę do dziewczyny, a ta już bez wahania ujęła ja, swoją drobną rączką. Odwracając się delikatnie, pociągnąłem Ann na ścieżkę prowadzącą do szczytu klifu.
W ciszy przemierzaliśmy krótką drogą na klif. Ann szła blisko mnie, kurczowo się mnie trzymając. Była przerażona, lecz za wszelką cenę, nie chciała dać tego po sobie poznać. Kiedy tylko usłyszała jakiś nocny odgłos lasu, mocniej ściskała moją dłoń. Kiedy ponownie to zrobiła, spojrzałem na szatynkę przez ramię lekko uśmiechając się. Ann widząc to, słodko zarumieniła się.
 - Już niedaleko - usta same wygięły mi się ku górze. Muszę to przyznać, że spacer z Ann był odprężający i miły ? - Zamknij oczy!
- Hymm? - Adriana zdziwiła się lekko, lecz kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy i zorientowała się co zamierzam zrobić szybko dodała - Nie ma mowy!
Przewróciłem oczami stając za szatynką oraz zakrywając jej oczy swoimi dłońmi. Adriana delikatnie, opuszkami palców, dotknęła mojej skóry. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało. Delikatne iskierki. Mógłbym to polubić.
Nasze ciała dzieliła niewielka odległość, dzięki której czułem ciepło ciała dziewczyny. Powoli prowadziłem ją ku szczytu klifu. Kiedy Ann, co chwilę się potykała, w skutek czego lądowała na mojej klatce piersiowej. Naburmuszona fukała pod nosem, kiedy ja podśmiewałem się z reakcji dziewczyny.
- To wcale nie jest śmieszne! Łatwiej było by, gdybym coś widziała.
- Nie możesz mi po prostu zaufać i przestać się opierać?
- Mogę - brązowooka wyszeptała.
Nie czekając, aż się rozmyśli złapałem Ann za talię i uniosłem ją. Dziewczyna zaczęła piszczeć.
- Niall!! Postaw mnie na ziemię!
- Oj cicho, tak będzie szybciej.
- Ostatni raz Ci zaufałam! Niall! Postaw mnie! NIALLER!
Postawiłem dziewczynę na ziemi cwaniacko uśmiechając się. Adriana dalej krzyczała i wyrażała swoją frustrację ''jak to ja mogłem być tak okropny i ją uprowadzić'' na mnie.
- Jesteśmy na miejscu - spokojnie odparłem, pochylając się ku twarzy brązowookiej.
- Co?
- Odwróć się - kiwnąłem głową w stronę widoku za dziewczyną.
Adriana niepewnie odwróciła się, mocno zaciągając się powietrzem.
- Niall... Tu jest ... Jest przepięknie...
Nic nie mówiąc, stanąłem koło sylwetki mojej towarzyszki. Obrzuciłem miejsce szybkim spojrzeniem, by następnie obdarzyć nim Ann. Starałem się coś oczytać z mimiki twarzy dziewczyny, lecz ta została dla mnie nieodgadniona. Pusto spoglądała w przestrzeń rozciągniętą przed nami, jednocześnie myśląc nad czymś intensywnie.
- To miejsce ma swój urok, to prawda... - odezwałem się cicho, szukając punktu, w który się wpatrywała - Ale też swoją długą, jednocześnie tajemniczą historię.
- Znasz ją?
- Po trochu - Ann teraz wpatrywała się w moje oczy, szukając odpowiedzi, ale przecież nie mogłem jej powiedzieć, że byłem świadkiem części historii Lough Ennell, a wręcz sam ją tworzyłem - Lecz nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - dziewczyna ściągnęła brwi, w geście niezrozumienia - Dlaczego stałaś sama na dworze, kiedy reszta bawiła się w najlepsze?
- Też musiałam odetchnąć - odpowiedziała wymijająco, odwracając wzrok. Pokiwałem głową, mijając dziewczynę. Przycupnąłem na powalonym pieńku. W ciszy wpatrywałem się w horyzont Lough Ennell, zastanawiając się co jeszcze musi się wydarzyć, żeby mi w końcu zaufała. Ta dziewczyna była chodzącą, cholerną zagadką. Nienawidziłem ich i kiedy nie mogłem poznać prawdy, a zazwyczaj przychodziło mi to od ręki, byłem coraz bardziej sfrustrowany. Wściekły. Zagubiony ? - Oj przepraszam. Wiem, że to nie jest wyczerpująca odpowiedź, ale wiem, że nie znamy się zbyt dobrze i wiem, iż raczej nie chcesz być zanudzany moimi żalami.
- A może ja lubię słuchać 'żalów' dziewczynek, które uprowadziłem?!
Szatynka wybuchła słodkim śmiechem, przysiadając się do mnie i chwytając mnie pod rękę.
- No, nie złość się - lekko mnie szturchnęła, kokieteryjnie uśmiechając się.
- Teraz to za późno, jestem już obrażony - teraz już we dwójkę śmialiśmy się w głos. Matko jedyna, co ta dziewczyna ze mną robi?! - Nie no, ale za te traktowanie powinienem dostać chociaż buziaka.
- Dostaniesz.
Rozmawialiśmy tak z dobre ... No właśnie nie wiem ile minut, czy godzin... Traciłem przy tej dziewczynie poczucie czasu, moje zmartwienia jak i postanowienia odpływały gdzieś daleko. Troski nie istniały. Byłem po prostu wesołym dzieciakiem, jakim powinienem być. Bez przeszłości, z otwartą głową czekający, na szaloną i nieprzesądzoną przyszłość. Z tej niezwykłej wyspy zapomnienia, wyrwały mnie krzyki, wymieszane z radosnymi piskami dzieciaków.
- Chyba dobiła północ i jest nowy rok, bo ci idioci puszczają petardy.
Podeszliśmy bliżej brzegu klifu, kiedy ku niebu poleciały pierwsze petardy. Po chwili całe niebo było rozświetlone jaskrawymi kolorami. Uśmiechnąłem się do nieba. Mój pierwszy, normalny sylwester? Bez morderstw, przewinień, ataków, zbrodni czy innych niedorzecznych występków? Na to się zapowiadało.
Po wystrzeleniu wszystkich ogni, cała ferajna wróciła do środka domków. Adriana trochę zmarzła, więc postanowiłem ją odprowadzić i pożegnać się.
- Nie wchodzisz? - Adriana wskazała kciukiem na domek, w którym znajdowali się nasi znajomi.
- Niee... Powiedziałem Liamowi, że idę się przejść. Muszę wracać - dziewczyna pokiwała głową na znak zrozumienia, spuszczając smutny wzrok. Zawiedziona? Już szła do domu, lecz wtedy coś mi się przypomniało - Nie dostałem buziaka.
Dziewczyna chichocząc spojrzała przez ramię i pomachała na do widzenia ręką. Podniosłem jeden kącik ust do góry. Cóż przyjmuje wyzwanie, sam sobie go wezmę.
Zanim Ann oddaliła się, złapałem ją za ramię, odwracając twarzą do siebie. Złapałem jej śliczną twarzyczkę w obie dłonie oraz przyciągnąłem do swojej. Szatynka nie zdążyła zaprotestować, bo ja już złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Dziewczyna na początku opierała się, by potem poddać się uczuciu oraz bardzo delikatnie oddać pocałunek. Szeroko uśmiechnąłem się, niechętnie oddalając nasze twarze. Adriana powoli zamrugała powiekami, a nasze spojrzenia spotkały się. Dalej trzymałem ją, cicho szepcząc:
- Szczęśliwego nowego roku.
Ann jeszcze raz zamrugała kilkakrotnie powiekami i spojrzała na moje usta. Z powrotem podnosząc wzrok na moje oczy, przygryzła lekko wargę. Na moje nieszczęście, zrobiła kilka kroków w tył.
- Szczęśliwego nowego roku Niall - patrzyłem za oddalającą się sylwetką dziewczyny, kiedy ta jeszcze raz spojrzała na mnie i dodała słowa, które zmroziły mi krew w żyłach - Pozdrów Liama!
Kurwa mać. Liam. Zabije mnie. Jest już z pół godziny po północy. Nie wiele myśląc puściłem się biegiem w las, a kiedy miałem pewność, że nikt mnie nie widzi zmaterializowałem się pod mój dom.
- Niall jak dobrze cię widzieć - Liam przywitał mnie spokojnym tonem. Nie wściekał się? - Co tam u przyjaciół?
- Nie wiem.
- A to ciekawe, bo masz szminkę na twarzy - spanikowany zacząłem ścierać ją z ust, jednocześnie podbiegając o lustra. Przecież nic tam nie było. Kurwa pułapka. Liam podszedł do mnie klepiąc mnie po ramieniu - Tak więc, co tam u nich słychać?
- Masz pozdrowienia.
- Oooo patrz! Dziękuję bardzo. I cieszę się, że przemyślałeś naszą dzisiejszą rozmowę.
Przyjaciel powrócił do przeglądania papierów. Ja zacząłem rozbierać się z kurtki oraz butów. Podreptałem do stosu dokumentów.
- Co robisz z tymi świstkami?
- Szukam odpowiedzi, jak załatwić tych skurwieli, którzy cię ściągają, albo jak wymigać cię ze służby obowiązkowej, Nialler.
- Li....
- Hymm...?
- Dziękuję ci.
- Zawsze ratuję cię przed dupkami, to już rutyna..
- Nie za to, bo to chyba już oczywiste, ale .. za dziś. Dzięki.
Przyjaciel podniósł w końcu wzrok znad papierów i uśmiechną się do mnie, by zaraz na jego twarz miał wstąpić cwaniacki grymas. 
- Wiesz jak możesz się odwdzięczyć? - zaskoczył mnie tym totalnie, nie wiedziałem co mam powiedzieć - Bo kiedy ja się tu użeram z tonami tego gówna, ty się obściskujesz z laskami to troszeczkę nie fer tak więc.. - Paynoo podniósł chyba tonę książek i innych gratów wpychając mi je w ręce - Zajmiesz się przekartkowaniem tych cacuszek...
Lekko się uśmiechając do przyjaciela, podszedłem w stronę kanapy, ciężko na nią opadając. Rzuciłem obok siebie całe materiały jakie ostałem, pobieżnie przeglądając treść. Zaraz, zaraz...
- Kurwa Liam! To jest po łacinie!
- Tak wiem, słoneczko - Li wychylił się zza swojej sterty, złośliwie się uśmiechając - Miłej lektury.
Przewracając oczami rozsiadłem się wygodnie, w pół leżącej pozycji. Mój wzrok opornie przemierzał każde słowo. Li wiedział, jak ja, kurwa, nie znoszę łaciny i tylko on zmusił mnie, do pisana z niej referatu. Nawet nie wiem kiedy, moje powieki zamknęły się, a ja odleciałem do krainy snów, w głowie mając tylko jedne wspomnienie. Wspomnienie miękkich, a jednocześnie tak słodkich ust.
 
 
- Nialler wstawaj, kurwa mać. Śpisz już cały dzień!
Niechętnie otwierając oczy zobaczyłem rozwścieczoną twarz Zayna. Mamrocząc niezrozumiałe 'spierdalaj' przekręciłem się na drugi bok. Po chwil do mnie dotarło, gdzie się znajduję. Irlandia, rodzinny dom, którym obecnie opiekuje się Liam. Więc co tu, kurwa, robi ZAYN?! I w dodatku tak rozwścieczony.
- Zayn? Co ty tu robisz? - dźwignąłem się na łokciach, a wtedy dotarło do mnie, że wszyscy czworo stoją nad mną - Co wy... wszyscy tu ...robicie??
- Ratujemy twoją, upośledzoną dupę - Louis przewrócił poirytowany oczami, stał tak w koncie pomieszczenia z założonymi rękoma na klatce - Więc bądź łaskaw ruszyć swoje szanowne cztery litery.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram?!Niby czemu?
- Bo łowców masz na karku?! - Zayn wściekły przybliżył się niebezpiecznie, blisko mojej twarzy, by następnie ze szponami rzucić się na Payna - Liam i jak go, kurwa, pilnowałeś?! Miał nie używać swoich mocy, choć przez te trzy tygodnie! Te trzy pieprzone tygodnie, być nie do wykrycia! To takie trudne?!
Raptownie skoczyłem do przyjaciół, odciągając Zayna-Wściekłego-Malika od Liama.
- Zeey, zluzuj trochę - szarpnąłem Mulata za kurtkę - I co ty pierdolisz, przecież ja ni... Kurwa... - Przypomniałem sobie jak wczoraj zapomniałem o zakazie i z przyzwyczajenia, zmaterializowałem się do domu.
- Niall czy chcesz mi o czymś powiedzieć?! - zazwyczaj powściągliwy Liam, teraz wściekły rzucił się na mnie tak, że chłopacy musieli go odciągać, aby mnie nie rozszarpał - NIALLER!
- Jak bardzo jest źle? - wymruczałem, popychając szpony Payna od siebie.
- Bardzo, bardzo - Lou rzucił w moją stronę rzeczy - Ubieraj się blondyneczko, musimy się zmywać.
Kiedy w pośpiechu wszyscy się ubrali i wyszli za drzwi, przywitała nas cisza.
- Jak tu spokojnie - wymruczał Harry pod nosem wyginając usta w grymasie niezadowolenia - Za spokojnie.
Moje szare komórki powoli przystosowywały się do panującej w około sytuacji, kiedy bardzo boleśnie coś do mnie dotarło. Skoro nie tu to... Przeleciało przeze mnie tysiące ton rozpaczy. Z miną pełną bólu spojrzałem w oczy Liamowi. Wiedział dokładnie o co mi chodzi. Nie konsultując niczego z nikim, wbiegłem do domu prosto do piwnicy.
- Nialler! Wracaj, nie mamy na to czasu ! - słyszałem tylko wściekły ryk Zayna.
Z tego co wczoraj wyczytałem, znalazłem coś na skurwieli. Tymczasowo. Lecz to zawsze coś. Prawda?! Wiem jak ich odesłać z powrotem na samo dno piekła, a żeby wrócić stamtąd, trzeba się nieźle napracować. W pośpiechu łapałem kolejne mieszanki ziół. Zostawiając po sobie totalny syf. Wbiegłem do składu broni, biorąc szeroki nóż z szarpanymi ząbkami. Zamoczyłem go, aż do rączki, chwilę potem materializując się z przedmiotami przed domem. Zabójczą mieszankę ziół podałem chłopakom. Ci w ciszy zrobili co uprzednio ja, kiedy starałem się wysłyszeć Łowców. Zachciało się wam siedzieć teraz cichutko?! Wychodzić skurwiele! Mój nadprzyrodzony słuch złapał coś na wschód od naszego położenia. Wasz błąd, bo ja już gnałem z resztą w tamtą stronę. Kiedy dzieliło już nas tylko 100 metrów od drogi wyjazdowej do moich uszu doszedł dźwięk miażdżonej stali. Nim wyskoczyłem na drogę, przed moimi oczami pojawił się widok roztrzaskanych aut. Znajomych mi aut. Wszystko co działo się potem, było jak jakaś pierdolona scena filmowa w zwolnionym tempie. Między kawałkami szkła, metalu szukałem jej ciała. Moi przyjaciele szarpali się z łowcami, kiedy ja ich zobaczyłem. Moje serce stanęło. Nic do mnie nie docierało. Jeden z łowców stał nad jej nieprzytomnym ciałem, pochylając się i cwaniacko się uśmiechając. Właśnie wyciągał rękę, aby z twarzy Ann ściągnąć zbłądzone kosmyki włosów. Zanim zdążył ją dotknąć, ja już byłem przy nim i rzuciłem nim na odległość 50 metrów. Widocznie się spodziewał tego, bo lądował na obu nogach wbijając pazury jednej ręki w zmrożoną ziemię. Nie wiele myśląc, cisnąłem nożem w jego sylwetkę. Niemożliwe! Zgrabnie ominą cios szyderczo się śmiejąc. Kiedy skurwiel rozejrzał się uświadamiając sobie, że jego towarzyszy już niema wysyczał szyderczo:
- Pozdrowienia z piekła Nialler i do zobaczenia wkrótce.
Chwilę potem go już nie było. Nie zastanawiając się nawet nad tym kutasem, pobiegłem padając na kolana koło ciała Ann. Czułem jej delikatny puls. Nawet nie wiem kiedy, z oczu wypłynęły mi łzy. Nieskładnie bredziłem coś o tym, że przepraszam ją, aby otworzyła oczy, nie robiła mi tego. Chciałem zamknąć jej kruchą postać w swoich ramionach, ale nie mogłem. Poczułem jak czyjeś silne ręce odciągają mnie od dziewczyny.
- Puszczaj mnie!
- Niall nie wyrywaj się, musimy się zmywać! - Zayn szarpał się ze mną, starając się przekrzyczeć moje protesty. Zaraz potem w utrzymaniu mnie pomógł mu Liam.
- Liam! Li.. OBIECAŁEŚ MI! Powiedziałeś, że pomożesz! 
- Właśnie to robię. Karetki już jadą. Niall przestań się stawiać, nie mogą cię tu znaleźć.
-Zayn zakończ tą dziecinadę, zbieramy się! - to były ostatnie słowa, które usłyszałem ze strony Louisa, potem była już tylko ciemność...

         _________________________________________________________________


* Lough Ennell - to jezioro niedaleko Mullingar w Irlandii. Na potrzeby opowiadania wykorzystałam to miejsce zamiast samego miasteczka. A jeśli chodzi o opis miejsca też wszystko zmyśliłam pod opowiadanie ;)
         _________________________________________________________________

Heyyyy!
Tak więc dodaję rozdział 7! Boshh ale Wy wszyscy niecierpliwi miną tydzień od ostatniego rozdziału a tu czytam, że już dawno nic nie dodałam! :O
Na początek moich dłuuugich notek muszę PODZIĘKOWAĆ Wam za wspaniałe komentowanie pod ostatnim postem :) mam nadzieję, że i pod tym pokażecie klasę :3 xx
Przypominam jeszcze, że jeśli chcecie napisać lub macie jakieś pytania co do opowiadania (ewentualnie autora) w zakładce Kontakt znajdziecie linki i adresy pod którymi możecie mnie złapać ;)
Dziewczyno kryjąca się pod pseudonimem Paulina Horan nie mam pojęcia czemu chcesz żebym została Twoją mamusią ale skoro nalegasz oczywiście, że zostanę:3 Tylko nie wiem czy wiesz w co się pakujesz ?? xD xx
Jak wcześniej mówiłam planuję zmianę wyglądu bloga więc się nie zdziwcie. Na razie nie miałam czasu posiedzieć nad tym ale to kwestia czasu. Wydaje mi się że ważniejsze są dla was rozdziały ;) xx
Jeśli o to chodzi nie mam pojęcia kiedy się pojawi następny rozdział, ponieważ wszystko piszę na bieżąco a w tym tygodniu będę mieć dużo nauki (lo zobowiązuje :'<) Postaram się dodać do następnej Niedzieli <3


Domi:
No więc tak, to znów ja, twoja mała, nieokiełznana debilka. Przybywam na ratunek z zredagowanym numerem siódmym, rozumiem, że już bardzo zmęczona jesteś, bo kochana, dziś to chyba pobiłaś swój rekord, w różnego rodzaju błędach... także tego... idź się prześpij w końcu czy cuś :* 
 P.S. Scena pocałunku... chyba wszyscy na to czekaliśmy :P <3 & Jak mogłaś to zrobić!!!???!!! Moje serce krwawi, prawie się poryczałam przy ostatniej scenie z Adrianą! Ty okrutna! Ona ma odżyć, czy coś! Nie wybaczę Ci, jak mi ją uśmiercisz na moich oczach! ugh!

Love ya,
Adela


P.S.: Jakby ktoś nie wiedział o co chodzi z ''oczy zaszły czarnym dymem'' Dziś wpadłam na gif który idealnie oddaje sens słów i jest na przykładzie Harolda :3 xx