11 sty 2014

Rozdział 14

Jechałem samochodem po autostradzie, w stronę domu rodzinnego, w Irlandii. Chłopacy zwołali naradę i wszyscy mieli się stawić. Za oknem auta przewijały się widoki klifów, na które właśnie wjeżdżaliśmy. Harry radośnie podrygiwał na fotelu obok mnie drąc gębę jak jakiś niedorozwinięty. Wróć, on jest niedorozwinięty. Modliłem się w duchu  aby piosenka ''Wrecking Ball'' Miley już się skończyła.
- I came in like a wrecking ballllllll!!!!
- Harry błagam, przestań wyć! - z lekka puściły mi nerwy - Ile ty masz lat, żeby jarać się Hannah Montaną?!
- Hymmm... dziewiętnaście - lokowaty odparł, niewinnie się uśmiechając.
- Nie mój drogi - 119, a mentalność nadal płodu!
Styles przewrócił oczami.
- Oj, dałbyś spokój! Nie masz lepszych rzeczy do zawracania sobie głowy?
- Wiesz to ciekawe  bo mam - wysyczałem przez zęby. wyginając usta w ironicznym grymasie - Na przykład co ci odjebało i zapisałeś się do szkoły?
- Ahaha, a więc o to ci chodzi - szatyn uśmiechnął się, wyglądając przez okno - Myślę, że to samo, co tobie. Zaintrygowała mnie pewna osoba - szatyn uśmiechnął się przebiegle, wyciągając się na siedzeniu - Tak swoją drogą, co u Ann?
Wściekły do granic możliwości, nieświadomie zacisnąłem ręce na kierownicy. Jeśli ktoś potrafił mnie wyprowadzić pytaniem z równowagi, to zawsze był to Styles lub Tomlinson. Dobrze wiedział, że nienawidzę tego tematu i za wszelką cenę staram się go trzymać z dala od nich.
- Nie. Wiem.
- Jak to nie wiesz? - zdziwił się zielonooki, a moje kostki bielały.
- Po prostu - odparłem wzruszając ramionami od niechcenia, choć nie do końca mi to wyszło tak jak zamierzałem, ponieważ użyłem do tego zbyt dużo siły i emocji - Nie interesowałem się tym.
- Nie interesowałeś się tym... - loczek powtórzył po mnie intensywnie wpatrując się w mój profil. Czułem jego przenikliwy, a wręcz palący wzrok. - Ciekawe... Od jakiegoś czasu cię obserwuję i jesteś jakiś nie obecny, ciągle gdzieś uciekasz myślami - wzrok Harolda z mojej twarzy przeniósł się na zaciśnięte dłonie - No nie ważne, widzę, że nie chcesz o tym rozmawiać - chłopak dodał wzruszając ramionami i sięgnął do radia, aby zmienić piosenkę - I zrelaksuj się, bo zaraz wyrwiesz kierownicę.
Odetchnąłem głęboko, starając się uspokoić. Jeszcze 20 minut i będziemy na miejscu.
Irytujący chichot rozniósł się po aucie, kiedy loczek przeszukując stacje radiowe w końcu trafił na upragnioną piosenkę. Wrecking Ball. Znów. Będzie. Wył. To nie tak, że nie lubię jego głosu, jest wręcz odwrotnie. Lecz, kiedy on potrafił tak ładnie śpiewać, wył tak, aby nie trafić w ani jedną nutę myśląc, że to jest dobry żart. N-I-E B-Y-Ł. A natłok myśli, z którymi w dodatku nie potrafiłem sobie poradzić pogarszał to wszystko. Słowa echem odbijały mi się w głowie. Echem szedł mój wewnętrzny krzyk. Nie mogę tego wytrzymać! Już nie mogę...
Moja noga raptownie pocisnęła po hamulcach, wciskając je do samego końca. Ręce automatycznie skręciły kierownicę. Auto wykonało parę trzystasześćdziesiątek, aby na koniec zatrzymać się, lekko rzucając na boki. Nawet nie wiem, kiedy nabraliśmy takiej prędkości.
Wściekły wyskoczyłem z auta, kątem oka zobaczyłem wystraszonego Harryego wbitego w szparę między siedzeniem, a drzwiami. Jedną ręka przytrzymywał deskę rozdzielczą, a drugą ręką sufit, wytrzeszczonymi oczyma wpatrując się w moją, rozszalałą sylwetkę. Kiedy byłem już metr od auta, na pustej autostradzie zacząłem drżeć się tak jakbym chciał wydrzeć z siebie, z mojej poranionej piersi, z mojego życia - całą tą frustrację.
- PIEPRZ SIĘ STYLES!! PIEPRZCIE SIĘ WSZYSCY! ZOSTAWCIE MNIE I MOJE POPIERDOLONE ŻYCIE! TO To to... to wszystko jest takie popierdolone.... Ja już n-nie.. mogę....
Nawet nie wiem, kiedy mój głos zaczął się łamać. Ciężko wciągałem powietrze ustami, jednocześnie jeszcze ciężej je wydychając. Moje ciało przeszywały spazmatyczne dreszcze. Klatka drżała z każdą kolejną łzą spływającą po bladym policzku. Prawą ręką miażdżyłem sobie łokieć bezradnie osuwając się na kolana. Zaczynało brakować mi powietrza, a oddychanie sprawiało coraz więcej problemów. Dusiłem się. Pochyliłem sylwetkę do przodu i oparłem się na jednym ramieniu, panicznie starając się wciągnąć tak cenne powietrze do płuc. Moja klatka jeszcze boleśniej się zapadła.
Nagle czułem jak ktoś dopada do mnie otaczając ramieniem.
- NIALL! Nialler! Słyszysz mnie! Cholera jasna, oddychaj! - Zayn przerażony, potrząsnął mną delikatnie. Widząc, że to jest bezskuteczne przytulił mnie do siebie, gładząc ręką moje plecy - Już, już jest dobrze... Shhhh... Spokojnie... No dalej, oddychaj!
Boleśnie zaciągnąłem się powietrzem, krztusząc się nim. Malik głęboko odetchnąwszy, dalej trzymając mnie w ramionach  odchylił się do tyłu szepcząc coś . Słyszałem jego nierównomierne bicie serca.
- Dzięki!! Kurwa mać, wiesz jak mnie wystraszyłeś? Niall ataki paniki miałeś wieki temu! Dosłownie wieki.. Nie pamiętam, żebyś miewał je odkąd skończyłeś 16 lat.
Nie zwracałem uwagi na to, co paplał brunet, skupiłem się na swoim kołataniu serca i starałem się je jakoś uspokoić. Tętno niebezpiecznie mi wzrosło, przepompowując zbyt duże ilości krwi. Na szczęście uczucie dławienia minęło, a ja powoli odlatywałem w ramionach przyjaciela. Czułem jak moje ciało się uspokaja, ustępując miejsca odrętwieniu.
- Niall? Jesteś blady jak trup. Nie no, błagam - jęk chłopaka nieprzyjemnie drażnił moje bębenki - Nie odlatuj mi tu teraz.
- Zayn.. spierdalaj. Nie mam... - mówiłem ociężale przymykając powieki - Nie mam już na to wszystko sił - przekręciłem głowę, spoglądając na jezdnie. Tak jak się spodziewałem w miejscu, gdzie przekroczyłem linie szaleństwa na betonie pojawiły się czarne smugi tworzące krąg, taki jak po wybuchu granatu.
Odetchnąłem głęboko zaciskając powieki. Nadal czułem jak tlen wadzi mi w płucach. Głośno przełykając ślinę, podniosłem wzrok na niebo. Czułem chłodne cyrkulacje powietrza, w miejscu gdzie leżałem wraz z Mulatem na jezdni. To przez wybuch dymu. Ta moc...
- Niall..? - brązowooki zaczął niepewnie - Chcesz o tym porozmawiać?
Jedyne na co było mnie stać to zaprzeczenie ruchem głowy. Przyjaciel wpatrywał się we mnie zmartwiony.
- To przez te wszystkie nowe uczucia? Liam mi mówił..
- Zayn proszę cię.. Daj. Spokój.
- Ale powinieneś wiedzieć, że my z Liamem pomożemy ci.
- Nie ma w czym pomagać...
- Niall, możesz sobie pozwolić na te uczucia. Potrzebujesz ich - brunet upierał się przy swoich racjach mimo, że ja naprawdę nie miałem sił na kłótnie.
- Aby to wszystko powróciło? - patrzyłem przeszklonymi oczami na przyjaciela - Zayn ja się tego tak cholernie boję.. Wiesz jak to boli? Przez to wszystko dochodzi do te...
Nie dane było mnie skończyć, bo krzyki dochodzące gdzieś z daleka zaczęły nabierać na sile. To Louis i Liam kłócili się, a Harry starał się ich uspokoić, od czasu do czasu upewniając Lou, że nic mu nie jest.
- Nialler, ty szujo jedna!
- LOUIS! Uspokój się, do cholery jasnej - Paynoo skarcił go przy okazji posyłając mordercze spojrzenie, którego szatyn i tak nie zauważył, bo równie okropne posyłał mi.
- Co ci do kurwy nędzy odjebało?! Mogłeś zabić Harryego i siebie przy okazji też.
Parsknąłem pod nosem wtulając głowę w zagłębienie szyi Zayna. Moje zmysły przeszły prawdziwe piekło. Zaczynając od maksymalnego wyostrzenia do kompletnego zgłuszenia, przez co czułem się otumaniony. Krzyki tylko pogarszały mój stan. W dodatku te ironiczne 'no i przy okazji pałętasz się tam gdzieś jeszcze ty'.
- Harry, tak jak reszta z was nie może umrzeć, więc jaka to różnica? - odparłem słabo, szyderczo wyginając usta w grymasie.
- No dobrze, ale zostajesz jeszcze ty - cichy i miękki głos Zayna otulił moje zmysły. Chłopak delikatnie masował mnie po plecach, mocno przytulając.
Kątem oka widziałem zmartwione spojrzenie Liama, zdezorientowanie Harryego i Tomo starającego utrzymać swoje nerwy na wodzy.
- Co kurwa, nie zmienia faktu, jaki to był zjebany pomysł! I jakim jesteś nadal pierdolonym, niedojrzałym dzieciakiem! - Lou dalej darł się. Kiedy zauważył, że nawet nie zwracam na niego uwagi, pociągnął mnie za fraki wyciągając z ciepłych ramion Mulata - Jak do ciebie mówię szczeniaku jeden, to łaskawie PATRZ NA MNIE! Chcesz nas narazić na gniew swojego ojca?!? - błękitnooki potrząsał mną w powietrzu, kiedy ja naprawdę starałem się utrzymać kontakt wzrokowy, lecz powieki same mi opadały na oczy - Całe życie są z tobą same problemy!
- Lou cholera jasna, uspokój się! - Zayn wraz z Liamem starali się go odciągnąć ode mnie - Kurwa mać, puść go - Liam tracił cierpliwość, siłując się z ramieniem starszego chłopaka.
- Uspokój się - Mulat wysyczał między ciężkimi oddechami.
- Jak mam się uspokoić, gdy cały czas naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo i nie ma za grosz szacunku! - szatyn na chwile odwrócił twarz ode mnie, aby wykrzyczeć to do Zayna, niestety chwila oddechu nie trwała długo - Powinieneś być wdzięczny za to, co dla ciebie robimy!
Ostatnie zdanie nie powinno paść. Znajome uczucie, powoli wylewało się w moich żyłach. Czułem jak praca serca się wzmacnia. Louis nigdy nie powinien naruszać tej części mnie, odpowiedzialnej za poczucie winy. Od tej strony zależy całe moje człowieczeństwo i samokontrola. Oddech wiązł mi w gardle. Nie tyle z powodu ataku paniki, a zaciskającej się ręki wściekłego szatyna. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przyciska mnie do klifu, przyduszając.
Nie wytrzymałem. Znów wybuchnąłem, a czarny dym rozproszył się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą byłem przyciśnięty do klifu. Moje ciało dostało silnego kopa mocy. Konsekwencje będę odczuwał jeszcze długo po całym zajściu. Mimo to nie zwracałem na to uwagi, gdy przemykałem między plątaniną rąk chłopaków zakrywających twarze od silnego podmuchu i chwilę potem, to ja przyciskałem Louisa do klifu. Drobna różnica była taka, że ja potrzebowałem jednej ręki, aby unieść starszego chłopaka na ponad metr od ziemi jednocześnie, wbijając go w skałę.
- NIGDY WIĘCEJ, NIE MÓW TAK DO MNIE! - wysyczałem przez zęby - Wiem, że nie liczysz się ze mną, bo całe życie mnie niańczyłeś i nigdy nie byłeś w stanie zaakceptować mojej człowieczej strony. Ale kurwa nie mów do mnie, że wszystko co najgorsze to PRZEZE MNIE! Nigdy mnie nie zrozumiesz, bo kurwa nie masz uczuć, ale cholera jasna, jak nie wiesz, to się nie wpierdalaj!
Wykrzykiwałem wszystkie swoje bóle, ciskając ciałem Lou raz po raz o klif. Chłopak wbijał paznokcie w moje przedramię. Wściekły grymas malował się na jego twarzy lecz nic nie mógł z tym zrobić. Zresztą, tak jak i cała reszta. Nikt nie odważył się mnie powstrzymać. Chłopacy stali z przerażeniem, się we mnie wpatrując. Nikt nic nie mówił. Powietrze rozdzierał tylko mój głośny i ciężki oddech. Dym powoli wyparowywał z moich żył formując obłoczki na mojej bladej skórze. Wyglądało to zlekka jak czarny ogień rozchodzący się po całym moim ciele.
- Niall...? - Zayn niepewnie przerwał panującą ciszę.
Raptownie puściłem Louisa, który nie spodziewając się tego, szybko padł na kolana, łapiąc się za obolałą szyję. Warknął coś pod nosem niezadowolony.
- Nie macie pojęcia jak to jest, być kimś takim jak ja, więc z łaski swojej wszystkie wasze słodkie i dobre rady spiszcie na kartkę oraz wsadźcie głęboko w dupę - wymijając chłopaków przystanąłem koło Harolda - I lepiej niech intryguje Cię ktoś inny - warknąłem nieprzyjemnie, odczuwając negatywne skutki dymu.
- Miałem na myśli ciebie - odparł lokowaty chłopak, nadal nie patrząc na mnie - Ty mnie zaintrygowałeś, Niall zmieniłeś się od ostatniego czasu.
Na słowa przyjaciela tylko prychnąłem, udając się do auta. Wściekły z zaciśniętymi pięściami szukałem kluczyków, żeby odjechać jak najdalej stąd. Ku mojemu niezadowoleniu nie było ich w stacyjce. Przerzucałem kolejne rzeczy, jakie wpadły mi w ręce, kiedy doszła mnie rozmowa chłopaków.
- Zabije smarkacza - Louis warknął pod nosem zbierając się z ziemi, Liam zlitował się nad nim i ofiarował swoje ramię pomagając utrzymać mu pion - Normalnie nogi z dupy powyrywam!
- Skąd się tu w ogóle wzieliście? - Harry powoli wybudzał się z osłupienia, niemrawo spoglądając na Zayna.
- Usłyszeliśmy pisk opon, a potem rozeszła się ta fala mocy i wiedzieliśmy, że coś jest nie tak... - Mulat pośpieszył z odpowiedzią.
Poddałem się w bezcelowym szukaniu kluczyków i oparty o maskę z zaplecionymi rękoma na klatce czekałem, aż chłopacy dojdą do mnie. Wściekły, przyglądałem się zbliżającym się sylwetkom. Nienawiść, wściekłość, ból, ironia i wiele, wiele innych negatywnych uczuć, które przelewały się w moim sercu były nie do opisania. W dodatku jest to wina, tylko jednej rzeczy - dymu. To on sprawiał, że traciłem kontakt ze człowieczeństwem, albo je wyłączało? Albo to coś miało na nie taki wpływ, że budziły się w tobie najgorsze instynkty? Mniejsza o to, najgorsze w tym wszystkim było to, że nie można się oprzeć chęci mordu niezależnie od tego, kto staje ci na drodze. Tego właśnie bałem się najbardziej. Kiedyś moja własna ciemność zawładnie nad ciałem i posunie się do rzeczy, których nie będę w stanie przeżyć.


    ___________________________________________________________________

                                                                          Harry


- Zaczynam się o niego martwić - Zayn marudził pod nosem. Mulat wyłamywał palce, niespokojnie siedząc koło mnie na kanapie. Co chwila odwracał wzrok w stronę schodów jak by spodziewał się, że zaraz zbiegnie po nich Niall, chcący wszystkich wymordować - Siedzi w pokoju od kilku godzin.
- Nic mu nie będzie - mruknął zniesmaczony Louis, dalej nadąsany za sprzeczkę.
- Lou, odpuścił byś - spokojnie wtrąciłem.
- Ja?! To on ma jakieś burze hormonów, nad którymi nie umie panować! - znieważone ego szatyna się włączyło. No pięknie i co teraz zrobimy? Jak znów się pokłócą, to rozniosą dom!
- Tommo zamknij swoją zbolałą cipę, albo dostaniesz wpierdol - powoli i Zaynowi kończyła się cierpliwość.
- Chyba zapominasz, kto tu jest najstarszy! - Lou wtrącił okrutnie się grymasząc.
- A Ty, kto jest najsilniejszy - spokojnie odparł Paynoo, pchając szatyna z powrotem na kanapę - To, że wiekowo nad nami górujesz, nadaj nie czyni cię silniejszym od Niallera, czasem chyba zapominasz czyim jest on synem.
- Przełknij to, słoneczko - zaśmiałem się widząc zniesmaczoną minę Lou, który nie może się pogodzić z faktem przedstawionym przez Li.
- Taka prawda - zawtórował mi Zayn.
Nagle z góry doszedł do nas głośny trzask. Jakby ktoś rozwalił krzesło o podłogę lub jedną ze ścian. Wszyscy spojrzeli po sobie. Sekundę potem Liam zerwał się na górę sprawdzić, co się stało. Nie minęło nawet kilka minut, a szatyna przywitało, jednocześnie żegnając gardłowe: 'SPIERDALAJ' no jeszcze do nas kochany Niallerek posłał głośnie 'ODPIERDOLCIE SIĘ'. Tak więc po czterech godzinach dalej się nie uspokoił. Nie do końca jestem przekonany, jak możemy mu pomóc. Dać kolejne cztery godziny samotności czy...?

Właśnie wchodziłem do kuchni, aby wziąć coś mocnego do przełknięcia, kiedy zastałem tam Zayna i Liama szepczących. Skubańcy użyli specjalnych fal tak, aby nikt, kto nie wiedział nie mógł usłyszeć. Widziałem jak prowadzą wzrokową bitwę, wpatrując się w siebie intensywnie.
- Trzeba mu jakoś pomóc - Li się niecierpliwił.
- Przecież wiem - Zayn zacisnął palce na nozdrzach - Wiesz dobrze, że ani ty, ani ja nie jesteśmy jego kotwicą, a tą znaleźć jest teraz niemożliwe w 24 godziny.
Odchrząknąłem znacząco zwracając na siebie uwagę pozostałych osobników w pokoju. Chłopacy posłali mi zmęczone uśmiechy. Odpowiedziałem im tym samym, stawiając kilka kroków wgłąb pomieszczenia.
- Tak więc o czymś chcieliście mi powiedzieć?
- Nie wiem o czym mówisz - szybko odparł Mulat, zakładając ręce na piersi.
- Dobra, nie pierdolcie, słyszałem - chłopaki spojrzeli po sobie niepewnie - O co chodzi z tą kotwicą?
Liam westchnął głęboko, zanim zaczął tłumaczyć.
- Tak więc, z Zaynem, 'kotwicą' nazwaliśmy rzecz lub kogoś kto trzyma Nialla przy zdrowych zmysłach. Pomaga się uspokoić, zagłuszyć negatywne skutki dymu i tak dalej... - Li machnął ręką w teatralnym geście - Swojego czasu była to Lilith, nieśmiertelniki, no i my - ciemny blondyn machnął ręką, wskazując siebie i bruneta - A teraz... Teraz nie mamy pojęcia co to.
Przez moje myśli przemykało wiele alternatyw i przykładowych rozwiązań. Powoli przyswajałem wszystkie wiadomości otrzymane od Li.
- Tak więc mówisz, że coś, albo ktoś jest w stanie sprowadzić Nialla z powrotem do rzeczywistości...Hymm... - Brązowoocy jednocześnie przytaknęli - Ktoś powiadasz... - na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, ukazujący te cholerne, przesłodkie dołeczki - Chyba mam pomysł.
Nim zdążyli mnie wypytać o detale ja już byłem w połowie schodów na górę. Chwilę potem wpadłem do pokoju blondaska, szczerząc się jak debil. Cóż, widok nie był najlepszy. Stosy książek walały się po ziemi, a tak jak wcześniej się domyślałem szczątki rozwalonego krzesła o ścianę, walały się gdzieś po całym pokoju. Interesujący mnie obiekt leżał nieruchomo na łóżku nie reagując na żadne bodźce. Tak tępo wpatrujący się w sufit Niall przerażał mnie. Przełknąłem ślinę i przywracając uśmiech na twarzy, ruszyłem do chłopaka.
- Zbieraj się, spadamy stąd.
- Nigdzie nie idę - niebieskie tęczówki zaszczyciły mnie kilkusekundową uwagą.
- No dawaj Niall! Wiesz, że Lou od czasu do czasu ma okres i właśnie trafiłeś na te 'jego dni'.
Mój drobny przyjaciel zacisnął mocno powieki,  jęcząc cicho.
- Harry myślałem, że jak zapisałeś się do szkoły, to się czegoś nauczysz, a nie będziesz mnie niańczył! Jak Ty w ogóle radzisz sobie na rozszerzonej biologi?!
- Ściągam - wzruszyłem ramionami poszerzając uśmiech. Niall tylko jęknął przenosząc wzrok znów na sufit - No dawaj - dźgnąłem przyjaciela w bok - Spierdalamy stąd.
- Nie dasz mi spokoju?
- Yyyyy... N-I-E.
- Wiesz, że niezbyt jestem w nastroju?
- Oj idź wciskać się w garniaka.
- Co?

Dumny siedziałem na fotelu pasażera spoglądając na Nialla. Na początku nie chciałem dać mu prowadzić (szczególnie po ostatnich wydarzeniach, wystraszył mnie jak nigdy) lecz, kiedy chłopak odparł, że go to uspokaja, odpuściłem. No nie powiem, bo chyba nawet mówił prawdę. Jego ręka swobodnie opadała na podłokietniku i kierownicy. Żadne mięśnie nie napinały się do granic możliwości, a nogi luźno zwisały na siedzeniu. Uśmiech triumfu zawitał. Mentalnie biłem sobie brawo, za zwycięstwo nad poprawą stanu Nialla jak i jego wyglądem. To ja kazałem się mu wbić w dopasowane jasne jeansy, białą polówkę, czarny sweterek oraz szarą marynarkę. No, Niall się zbuntował przeciw botkom i wywalczył czarno-białe Jordany. Na to akurat mogłem przystać. Oczywiście nie obyło się bez pytań, po co to wszystko, ale ja przecież nie mogłem mu powiedzieć, że wybieramy się na wystawę sztuki naszej wspólnej znajomej. A raczej jej dobrej znajomej, no mniejsza. Jedyne co mnie martwiło, to nieobecny wzrok blondyna. Jego tęczówki były mętne, ciemne, takie bez życia. Usta nie wyginały się w odwiecznym uśmieszku, tylko były wąską linią. Miałem nadzieję, że mój plan wypali, jeśli nie, to będę sam musiał zmierzyć się z rozszalałą burzą w środku Nialla. Bo oczywiście, po co mi pomoc? Kiedy spędzam zbyt dużo czasu przy Lou, moje ego też niebezpiecznie wzrasta. Błagam, niech to wypali.



  _____________________________________________________________________

                                                                            Niall


Wraz z Harrym weszliśmy do jakiegoś budynku. Od progu przywitał nas gwar rozmów ludzi.
- Wystawa sztuki? Serio Harold?
- No wiesz, sztuka przemawia do duszy człowieka i jest interesująca.
- Mogłeś od razu mi powiedzieć, nie przychodziłbym - właśnie się odwracałem, aby wyjść, kiedy przyjaciel złapał mnie za ramię - Harry, wiesz, że nie lubię takich klimatów i nie mam nastroju, żeby znosić te tłumy ludzi.
- Niall - lokowaty odparł najdelikatniej jak potrafił - Proszę... dla mnie?
Westchnąłem głęboko patrząc gdzieś w dal. Przewracając oczami, pokiwałem głową zgadzając się. Zbytnio nie zwracając uwagi na wystawę, dałem poprowadzić się chłopakowi wgłąb pomieszczenia. Sekundę później wcisnął mi do ręki lampkę szampana, sam również się częstując.
- Wyprostuj się, wyglądasz na przygnębionego - satyn mrukną - Wmieszaj się w tłum.
- Tak się czuję - odparłem wlewając całą zawartość kieliszka na raz do gardła.
Harry pokiwał głową zdegustowany i zabrał podając mi kolejne pełne naczynie tyle, że z skokiem pomarańczowym.
- Jednak dziś nie będziesz pić. Znając życie będziesz chciał prowadzić w drodze do domu - chłopak doszukiwał się w mojej twarzy potwierdzenia, gdy je uzyskał, kontynuował - A ja z takim tobą roztargnionym, nie mam zamiaru wsiadać do auta. Już dzisiaj wystarczająco podniosłeś mi poziom adrenaliny.
Niezadowolony spojrzałem na napój w szklance i mruknąłem niezrozumiałe 'dobra' pod nosem. Harry rozświetlił twarz uśmiechem, jednocześnie ciągnąc mnie dalej. Co jakiś czas przystawał przy jakiś obrazach. Wydawało mi się, że ciągle się ogląda się na tłum ludzi. Szukał kogoś? Chce wyhaczyć jakąś laskę do zaliczenia?
Szczerze ? Nic mnie to nie obchodzi. Tępo wpatrywałem się w przestrzenie pomazane farbą, co jakiś czas popijając sok. Byłem kompletnie wyprany z uczuć, oczywiście nie licząc tych negatywnych. Każdy poszczególny dźwięk, który wydał mi się irytujący sprawiał, że miałem ochotę to źródło zgładzić. Starając stłumić w sobie to, zagłuszałem wszystkie bodźce tak, że nic do mnie nie docierało. Barwy na obrazie, w który teraz tępo się wpatrywałem zaczęły się zlewać. Ja powoli odpływałem zatracając się w wypływającej po moich żyłach ciemności.
Z transu wybudził mnie silny cios w ramię. To Harry szczerząc się odwrócił się do kogoś za moimi plecami, dając mi znak żebym również to zrobił. Niechętnie to zrobiłem dalej czując buzujący dym rozprzestrzeniający się po organizmie. Kiedy zobaczyłem osobę odpowiedzialną za te zamieszanie zamarłem. Kurwa mać.
- Oh pacz jaka niespodzianka! - szatyn pisnął radośnie, przebiegle uśmiechając się do mnie. Skurwiel, wiedział. Zaplanował to wszystko.


     ___________________________________________________________________

                                                                    Adriana

Przechodziłam między kolejnymi osobami podczas wystawy. Co jakiś czas zaczepiali mnie znajomi ludzie zagadując o wystawę, postępach w pracy, nauce i takich tam przyziemnych sprawach. Chcąc się od nich uwolnić, starałam się udać gdzieś na pobocze. Wtedy moim oczom ukazała się znajoma burza czekoladowych loczków. Gdy tylko nasz wzrok się spotkał, Harry wyszczerzył się radośnie. Nie było mowy o tym, bym mogła uciec gdzieś odpocząć, w życiu by mi tego nie wybaczył. Delikatnie uśmiechając się podeszłam do wysokiego chłopaka. Ten szturchnął kogoś obok w ramię, zakleszczając mnie w uścisku.
- Oh pacz jaka niespodzianka!
- Cześć Harry, też miło cię widzieć.
Kiedy wyplątałam się z długich ramion zielonookiego, podniosłam wzrok na jego towarzysza. Spotkałam się z wystraszonym spojrzeniem moich ulubionych błękitnych tęczówek. Sekundę potem, blondyn ciepło uśmiechnął się, przytulając mnie na powitanie.
- Hej Niall - kiedy niebieskooki odsunął się ode mnie, kontynuowałam - Nie spodziewałam się was. Co tutaj robicie?
- A wiesz, wspominałaś coś o wystawie, a ja bardzo lubię takie klimaty, więc pomyślałem czemu by nie waść i się rozejrzeć? - Harry słodko uśmiechnął się, ukazując dołeczki.
- A ty? - przeniosłam wzrok na blondyna, który niepewnie spoglądał na brata.
- Harry mnie zaciągnął. Prawdę mówiąc kompletnie się na tym nie znam - chłopak słabo się uśmiechnął, popijając sok - A ty co tu robisz?
- Pomagałam dobrej znajomej zorganizować tą wystawę - pośpieszyłam z odpowiedzią - I jak wam prace się podobają?
- Nie zdążyliśmy jeszcze wszystkiego zobaczyć - szatyn wskazał ręką na odległą część pomieszczenia.
- O, to może was oprowadzić? - wymsknęło mi się, zanim zdążyłam pomyśleć. No świetnie. Czułam jak staję się rumiana. Teraz wezmą mnie za natrętną.
- Świetny pomysł! - Harty klasnął w dłonie - To wy już idźcie, a ja zaraz dojdę, tylko wezmę sobie nową lampkę szampana.
Już Niall chciał coś powiedzieć, kiedy się pohamował. Brat posłał mu ciepłe spojrzenie i zniknął wśród tłumu. Zostaliśmy we dwoje.
- Jesteś dziś strasznie rozkojarzony - zauważyłam - Stało się coś?
- Umm... Pokłóciłem się z Louisem. Tak jakoś z lekka wybuchłem i wygarnąłem mu wszystko prosto w twarz.. - blondyn spojrzał na mnie tak jakby sam trochę nie dowierzał, że mi o tym powiedział.
Widząc jego niemrawą minę, zmieniłam temat.
- Podobała Ci się jakaś praca?
Chłopak zmrużył jedno oko jednocześnie zaciskając usta w cienka linię.
- Ja chyba nie czuję tego. Wszystko mi się zlewa w plamy.
- Myślę, że po prostu nie umiesz odpowiednio na to spojrzeć - podeszłam bliżej Nialla łapiąc go pod rękę - Chodź, nauczę cię.
Chłopak posłał mi ciepły uśmiech. Zatrzymałam się przy jednej z żywszych kolorystycznie prac.
- Tak więc, powiedz co widzisz?
- Hymmm... kolorowe plamki, aamm... Nie no naprawdę nie wiem - zachichotałam w ramię blondyna, ten posłał mi minę mówiącą 'to wcale nie jest śmieszne' - Miałaś nauczyć mnie patrzeć, a nie śmiać się.
- Oj przepraszam! Nie dąsaj się - szturchnęłam lekko ramię mojego towarzysza - Może powiedz mi jakie barwy widzisz?
- Zielony... wiele odcieni zielonego, żółty, biały hymmm... pomarańczowy...
-Yhy, a teraz powiedz mi z czym kojarzą ci się te kolory? - drążyłam.
Niall ściągną brwi intensywnie wpatrując się w obraz przed nim.
- Wydaje mi się, że.... nie, no to głupie - prychnął, odwracając się.
- Hej, nic nie jest głupie, po prostu nie chcesz się przyznać do tego.
- Przypomina mi wiosnę - szorstko skwitował Niall, wyginając usta w grymasie. Ciągle uciekał ode mnie wzrokiem.
- I dobrze ci przypomina. Obraz nazywa się 'Narodziny matki' przy czym matka występuje tu jako ta 'matka natura' - z uśmiechem ciągnęłam chłopaka z powrotem do obrazu - Jeśli mi nie wierzysz, to przeczytaj tabliczkę obok.
Na twarzy chłopaka pojawił się nikły uśmiech.
- Ale dalej nie rozumiem figur przedstawionych na płótnie.
- Czasem nie musisz patrzeć na tą rzucającą się w oczy warstwę lecz to co za sobą niesie, jakie uczucia w tobie wywołuje. Dlatego jest tak wiele interpretacji dzieł i nie kiedy bez podpowiedzi autora ciężko jest nam się domyślić co nam przez swoją prace chciał przekazać.
Niall pokiwał głową na znak zrozumienia. Wydawało mi się, że cały czas był spięty, nieobecny. Coś trapiło chłopaka a ja nie chciałam być wścibska.
- A ty masz jakiś swój ulubiony tu obraz?
- Prawdę mówiąc to jest tu jeden obraz, który pomagałam tworzyć.
- Nie wiedziałem, że umiesz malować - blondyn uniósł zdziwiony brwi.
- Bo nie umiem - złapałam chłopaka za rękę ciągnąc w stronę obrazu - Kiedy zerwałam z Markiem, byłam okropnie wściekła, zagubiona, w ogóle nie radziłam sobie z całą tą sytuacją - czułam jak palce Nialla zacieśniają się na moich - Tak się jakoś stało, że wylądowałam pod drzwiami studia mojej znajomej i ona doradziła mi, żebym wszystko co w sobie duszę przelała na płótno. Na początku starałam się nadać temu jakiś konkretny kształt, ale nie wychodziło mi i puściły mi nerwy. Zaczęłam wylewać farbę na białą przestrzeń, rzucałam nią w co popadnie. Wrzeszczałam jakim dupkiem jest Mark i jaka ja głupia byłam, że związałam się z nim.
Zrobiłam pauzę, smutno spoglądając na swoje buty. Kiedy podniosłam głowę spotkałam współczujące, a przede wszystkim rozumiejące tęczówki Nialla. Nie wiem czemu, ale dziś wydawało mi się, że są ciemniejsze niż zwykle.
- O dziwo pomogło - kontynuowałam - Pozbyłam się wszystkich negatywnych emocji i pomogłam przyjaciółce w zastoju weny - kiwnęłam głową na obraz przed nami.
Niall wpatrywał się w rozlane plamy czerni oraz szarości. Tylko gdzieniegdzie po rogach była dodana żółta i niebieska farba.
- Co oznaczają jasne kolory? - blondyn spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Światełko nadziei - kiedy spotkałam się z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy chłopaka kontynuowałam - Obraz nazywa się 'Ciemność wewnątrz nas' jasne kolory są nadzieją na złapanie równowagi między naszą ciemną stroną, a tą jaśniejszą.
Czułam jak nagle całe ciało Nialla spina się.

      __________________________________________________________________

Hejo!
Tak więc na samym początku chciałam Wam podziękować za 42 komentarze pod ostatnim postem!!! KOCHAM WAS! Mówiłam Wam to już? Pewnie tak ale jeszcze raz jakby ktoś nie wiedział Kochammm! :3
Next: So sorki, że rozdział dopiero teraz ale ostatnio dużo chorowałam :( Mam nadzieję, że wynagrodziłam Wam to długością rozdziału :3 xx
Następne i najważniejsze! BŁAGAM NIE ZGADUJCIE KIM SĄ CHŁOPCY A SZCZEGÓLNIE NIALL! Ślicznie Was proszę bo zepsujecie sobie najlepszą zabawę, a ja punkt zaskoczenia i będę musiała kogoś zamordować :P A propos mordowania ostatnio tak słodziłam rozdziałami, że musiałam Wam troszeczkę podnieść ciśnienie :D Teraz - Niall zabije kogoś na przyjęciu czy nie.. ? O to jest pytanie xD
Ach zapomniałabym! Bardzo się cieszę z pozytywnego przyjęcia zwiastuna! Najbardziej podobały mi się komentarze ''No wszystko fajnie, fajnie ale dawaj już rozdział'' xD Jeśli ktoś jeszcze jakimś cudem go nie widział to wchodzimy tu -> Klik

Troszkę Was tu przybyło tak więc nowych członków rodziny Darkness witamy serdecznie ;)



P.S.: Powinnam się o Was martwić jeśli mówicie mi, że specjalnie dla Darkness zarywacie noce i kompletnie się od tego uzależniliście?

P.S.: Mam już pytania czy będę coś pisać jak skończę Darkness... Tak więc wymyśliłam, że być może zrobię drugi sezon Darkness tyle, że opisujący jak to wszystko się zaczęło?
Co Wy na to? Piszcie!
Lots of love,

Adela x

7 sty 2014

♡ Zwiastun! ♡

Booooom Booom Oops!
Co ja tu mam? Nie, nie rozdział (niestety nie :( Ale! Już nie długo ;D ) NIESPODZIANKĘ!
Pamiętacie jak wieki temu wspominałam coś o zwiastunie na Darkness? No to właśnie ostatnio zebrałam się w sobie i o to i on!
 

~
Jeden chłopak. Czterech braci. Dziesiątki problemów i jeszcze więcej tajemnic. Dziewczyna, która dopuszcza do siebie ciemność, o której nie miała pojęcia. Jej życie i dotychczasowe prawdy okazują się jednym wielkim kłamstwem. Całe jej życie staje naprzeciw niej. Co kryją w sobie główni bohaterowie i jaki czeka ich los?
~
♡ ZWIASTUN
~


P.S.: To mój pierwszy zwiastun ever jaki robiłam więc miło by było gdybyście powiedzieli czy wam się podoba czy nie :3 xx

Lots of love,
Adela

+ łapki dla dziewczyn z YT za udostępnienie mi swojego konta :) Jeszcze raz ślicznie dziękuję :*