31 lip 2013

Rozdział 2

Przechadzam się już dobrze znaną mi ścieżką. Może aż za dobrze znaną. Nic w krajobrazie się nie zmieniło. Te same rozwalone rudery. Kamienne bruki oraz schody gdzieniegdzie porośnięte mchem. Niezmienne drzewa lekko i tajemniczo kołyszące się na wietrze, a także strumień przepływający przez środek mieściny, aby potem wpaść do dużego jeziora, nad którym położona jest wieś. Jedyne co mnie zastanawia to czemu jest tu tak pusto. Owszem nigdy nie było tu tłumów, ale teraz nie ma ani jednej żywej duszy... A nawet martwej... Nie ma tu nikogo oprócz mnie.
Przeszywająco zimny wiatr smaga moją sylwetkę. Zacieśniam kołnierz płaszcza mocniej i kieruję się na wyżynę znajdującą się tuż koło linii brzegu, gdzie jest mój dom rodzinny. Choć to nie do końca precyzyjne określenie, lecz tak w zwyczaju miałem nazywać to miejsce.
Przygarbiony, z rękoma w kieszeniach płaszcza, podążając wzrokiem za każdym ruchem nóg, zmagam się ze wszystkimi wspomnieniami związanymi z tym miejscem. Całe moje dzieciństwo. Całe to gówno zaczęło się tu. Takie z pozoru piękne, niewinne miejsce, a w istocie kryjówka dla najgorszych kreatur. Wręcz przedsionek piekła.
- Nialler.... - z zamyśleń wyrwał mnie szept, niesiony razem z wiatrem - Niallll..... - ktoś powtórzył moje imię, mieszając je ze słodkim, dziewczęcym chichotem.
Desperacko rozglądałem się za właścicielką głosu, nie mogąc jej znaleźć. Okręciłem się drugi raz wokół własnej osi i wtedy ją dostrzegłem. Chowała się za starym drzewem w białej sukience. W białej, letniej sukience, która falowała na lodowatym wietrze. Jest tak cholernie zimno a ona w dodatku stoi boso.
- Adriana ...? - mimowolnie moje usta wyszeptały imię szatynki. Ta jak na komendę zerwała się biegiem kierując się w głąb lasu - Adriana!
Zerwałem się za nią. Co jakiś czas biegnąc wzdłuż ścieżki, słyszałem swoje imię i jej śmiech. Melodyjny chichot roznosił się w koronach drzew, zatracając się w szumie liści tańczących na wzmagającym się wietrze. Zbiera się na burzę. Przez moje myśli przebiegały stosy pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi, ale jedno nie dawało mi spokoju - Co ona tu robi? Co do cholery ona tu robi? Przyśpieszyłem, nie mogąc się pogodzić z natłokiem pytań. 
Raptownie zatrzymałem się, nie słysząc śmiechu ani głosu dziewczyny. Wołałem ją, ale odpowiadała mi tylko głucha cisza. Mój ciężki oddech zdawał się zagłuszać wszystko. Był niczym krzyk w otaczającej mnie przestrzeni. Z każdą chwilą kiedy nie mogłem jej odnaleźć, krew szumiała mi głośniej w uszach, a poziom adrenaliny rozsadzał ciało.
- Adriana! - krzyknąłem, tym razem cichy szept odpowiedział za moimi plecami. Odwróciłem się w tamtym kierunku i ujrzałem ją.
- Szukasz mnie? - znowu się śmieje.
- Co ty tu robisz? Nie jest ci zimno? - wypowiadałem te słowa z dziwną ulgą i niewyjaśnionym napięciem. Coś tu nie pasowało, lecz zanim zdążyłem pozbierać się, znów usłyszałem śmiech i widziałem tylko oddalającą się sylwetkę Any. - Nie, nie, nie nie! Adriana!
- Złap mnie!
Brązowe długie włosy radośnie falowały na wietrze. Dziewczyna niewinnie chichotała przemykając między drzewami, co jakiś czas szepcząc moje imię. Była taka nie realna i czasem wydawało się, że rozpływa się we mgle. Lecz w tym pościgu nie dopuszczałem tego do siebie. Wtedy do mnie dotarło gdzie się kierujemy. Nad jezioro. Nad jezioro koło mojego domu rodzinnego. Zmroziło mi krew w żyłach, a wszystkie mięśnie się spięły. Pamiętam jak tą ścieżką, przechadzałem się z Liamem na ryby i długie spacery. Pamiętam też jak nad zbiornikiem chłopcy utopili ciało swojej pierwszej ofiary.
- Adriana! Zaczekaj! Stój! - desperacko wołałem ją. Tak bardzo chcę, aby się zatrzymała. Ale było już za późno, właśnie wybiegłem na kamienisty brzeg jeziora.
- Wykąpmy się... - odparła kokieteryjnie, uśmiechając się do mnie.
- Zaczekaj! Nie wchodź do wody! Zwariowałaś?! - co się dzieje z tą dziewczyną! Oczywiście moje słowa zdały się na nic. Stała już w wodzie po kolana. Niebo zaszło ciemnymi burzowymi chmurami. Wiatr był jeszcze bardziej porywisty i zimny niż wcześniej. Z niepokojem wpatrywałem się w niebo. - Ana wyłaź natychmiast z tej wody! Zaraz będzie burza!
Świdrowałem wzrokiem twarz szatynki lecz ta tylko się wyzywająco uśmiechała wchodząc głębiej. 
- Powinieneś coś zrobić - nagle rozległ się głos Zayna koło mnie. Odwróciłem głowę i trafiłem na smutne oczy przyjaciela - Wiesz, że to się źle skończy.
Chciałem właśnie odpowiedzieć kiedy Zayn skierował swój wzrok na Adrianę. Podążyłem za nim i to co zobaczyłem zamurowało mnie. Za sylwetką dziewczyny z wody wyłonili się chłopacy. Liam, Louis oraz Harry. Widziałem po ich twarzach co chcieli zrobić. Po ich ciemnych zamglonych oczach, po ich demonicznych uśmiechach. Powoli zbliżyli się do Any, a ta nawet ich nie zauważyła! Była już po ramiona w wodzie. W panice szukałem wsparcia u Zayna lecz on tylko smutno wpatrywał się w scenę która właśnie się rozgrywała. To co dalej się wydarzyło było jak najgorsza scena z horroru, choć wielu rzeczy w życiu doświadczyłem, to było piorunujące. Louis, Liam oraz Harry zanurzyli się pod tonie wody. Nie minęło dużo czasu a na twarzy dziewczyny malowało się przerażenie, chwilę potem była pod powierzchnią, krzycząc z przerażenia, szarpiąc się i tracąc całe powietrze. Topiła się. Ciągnięta za kostki coraz głębiej, topiła się. Nie... Stracę ją... Stracę Adrianę. Rzuciłem się w tamtą stronę. Musiałem coś zrobić. Oni ją utopią! Chlust wody raptownie zalał moją twarz.
- NIEEEEEEEEEEE!! - raptownie poderwałem się, zachłystując się powietrzem i szeroko otworzyłem oczy.
- Spokojnie stary to tylko woda - podniosłem wzrok na Zayna. Stał nad moim łóżkiem z do połowy pełną szklanką. Na powrót byłem u siebie w mieszkaniu. Serce łomotało mi jak oszalałe, a oddech był szybki i urywany. To tylko sen. Cholernie realistyczny, namacalny sen... Ciężko opadłem na poduszkę. Oddychając głęboko, kiedy poczułem kolejną falę wody - Wstawaj!
- Kurwa Zayn! - nie zdążyłem się uspokoić po koszmarach nocnych kiedy puściłem imponującą wiązankę przekleństw na Mulata.
- Siema! Co jest? - Harry radośnie zajrzał przez próg - Jak śpiąca królewna zareagowała na budzenie?
- Pominąć krzyki i przekleństwa?
- Tak, to słyszałem. - dodał Harold z uśmiechem.
- To nic nie powiedział - Zayn wyszczerzył się do mnie, kiedy ja wpatrywałem się w niego z morderczym wzrokiem - Zbieraj się słońce!
Niechętnie powlekłem się do łazienki pod prysznic, dalej klnąc pod nosem. Wystarczyło kurwa walnąć mnie w ramie.
10 min później z trochę lepszym nastrojem wszedłem do salonu. Oczywiście Harry i Zayn rozwaleni na kanapie rozwijali się na mój temat.
- Wiecie, że wszystko słyszę - skwitowałem ich, nakładając rzemień od Mulata na nadgarstek.
- Tak wiemy słońce, gotowy? - zapytał Zayn nie podnosząc głowy z nad telefonu. Mojego telefonu. Wyrwałem mu go z gracją z ręki, cwaniacko się uśmiechając.
- Śniadanie, muszę coś jeść - Często zapominał o moich ludzkich potrzebach. Maszerując do kuchni i machając przed nosem komórką dodałem - Dzięki, ale ja się tym zaopiekuję.
Odpowiedział mi tylko uśmiech Lokowatego i głębokie westchnienie Zayna.
- Nialler kupiłem Ci po drodze w piekarni coś na śniadanie - Harry wstając z kanapy kiwną głową w stronę torby papierowej, stojącej na blacie wyspy. Zayn łaskawie za nim powlekł swoje cztery litery. Ja w tym czasie zdążyłem wepchnąć do ust połowę bułki z jabłkami - Smaczne?
Przytaknąłem, uśmiechając się szeroko na ile można z pełną gębą to zrobić. Rozbawiłem tym chłopaka, bo na jego twarzy zagościły słodkie dołeczki. Wyglądał wtedy zawsze tak niewinnie i przytulnie, iż gdyby powiedzieć komuś co kryje się wewnątrz tego chłopaka i czego się dopuścił, ludzie powiedzieliby, że postradałeś zmysły.
- Zmieniłeś hasło telefonu.
- To pytanie czy raczej stwierdzenie Zayn? - chłopak tylko posłał mi spojrzenie spod rzęs - Tak zmieniłem. Ostatnio ktoś się interesował moim telefonem, a ja nie chciałem nie proszonych gości i na wszelki wypadek zmieniłem.
- To jakie jest teraz? - dopytywał się brunet.
- Spierdalaj.
Zayn wykręcił usta w grymasie lecz opętany chichot Harolda zmiękczy nawet złego BadBoya. Wpychałem kolejne kęsy bułki, kiedy panowie dalej prowadzili swoje przesłuchanie.
- Tak przy okazji kto to Adriana? - tym pytaniem zaskoczył mnie Harry. W połowie żucia zatrzymałem się i bacznie obserwowałem twarze przyjaciół. Loczek nie próbował ukryć dumy z tego, że czymś mnie zaskoczył.
- Skąd wiecie o Adrianie? - znów powolnie zacząłem przeżuwać jedzenie.
- Całą noc do niej wdychałeś - mówiąc to Zayn przyciągną do siebie szatyna mocno obejmując go w pasie, ten nie był dłużny zarzucając nogę na biodro przyjaciela, odchylając się do tyłu i przykładając rękę do czoła w komiczny sposób. Na raz zaczęli wydawać dziwne dźwięki (które chyba miały być westchnieniami) oraz cytowali moje słowa, które musiałem wypowiedzieć przez sen - Ohh Adriano! Oh Ana! Zaczekaj! Nie! Adriana! Ohhh!
- Brzmicie jakby ktoś wjechał wam od tyłu - skwitowałem ich wybryki, grzebiąc w papierowej torbie i szukając czegoś dobrego na prowizoryczne śniadanie, starając ukryć zażenowanie jakie tym wywołali.
- No przyznaj się! Jakaś panienka którą zaliczyłeś po imprezce urodzinowej u ojca?! - Lokowaty nie ukrywał targającego nim entuzjazmu.
- Po pierwsze nie obchodzę urodzin ojca, po drugie nie pamiętam ich imion.
- Oho ho ho o ile ich tam było? Przyznaj się! Ja zaliczyłem trzy niegrzeczne dziewczęta - Harry puścił oczko - Zayn?
- Cztery słodkie dziewczęta - mówiąc to przygryzł wargę i podniósł cztery palce, machając nimi przed twarzą szatyna. Ten pokręcił głową z dezaprobatą na pobicie jego wyniku i wskazał na mnie. Ja mam się pochwalić wynikiem panowie? Sami się o to prosiliście.
- Sześć dziewcząt w piękną, długą noc z czego jedna to dziewica - chłopakom opadły szczęki. Ja w tym czasie chwyciłem torbę z resztą śniadania oraz kurtkę w rękę i już byłem na schodach.
- Łżesz młody człowieku! - Zayn zawołał za mną zaraz materializując się koło mnie wraz z Harrym, który dalej nie dowierzał.
- Ani mi się śni was okłamywać słoneczka! - przedrzeźniałem Mulata. Odpuścili temat Adriany i dobrze bo nie miałem najmniejszej ochoty się im tłumaczyć - Tak się złożyło.... Wiecie trochę, no trochę dużo alkoholu jednocześnie mój nieodparty urok osobisty - Uśmiechnąłem się od ucha do ucha wskazując na siebie.
- Ty skurwysynku jeden! Pobiłeś nasz rekord! - Zayn skoczył mi na plecy czochrając włosy - Pobiłeś mnie w wynikach! Ahh, sam Cię tego nauczyłem!
- Uczeń staje się lepszy od mistrza - dodałem śmiejąc się.
- Jesteście popierdoleni.
- Ohh Harold popierdoleńcu kochasz nas takich!
- Ohhh Zayneee! Jak ty się kurwa mylisz!
Schodząc z ostatnich stopni uśmiechałem się, kiwając głową. Z kim ja się zadaję ?!
Oczywiście zdążyliśmy przejechać dwie ulicę dalej, a Harold już dostał telefon służbowy. Na wieść, że z Malikiem chcemy zapalić wyrzucił nas z auta. I teraz jak te debile stoimy koło placu liceum ogólnokształcącego i palimy jak te szczeniaki, czekając aż Harold łaskawie skończy gadać.
- Co jest? - z zamyślenia wyrwał mnie Mulat.
- Nic.
- Daj spokój przecież znam cię od paru pokaźnych lat i widzę, że coś jest nie tak.
- Ostatnio mam straszne koszmary.
- Co w związku z tym? - chłopak nie dawał za wygraną.
- W sumie to tyle - nim skończyłem zdanie, rozległ się dzwonek w szkole i szczeniaki tłumnie zaczęły wypełzać z budynku. Nic w tym nie byłoby interesującego gdyby nie fakt, że między ogromem młodych ludzi zauważyłem JĄ. Szła przysłuchując się rozmowy dwóch innych koleżanek od czasu do czasu słodko uśmiechając się - 1 września.
- Co jest? - w między czasie Harry skończył rozmowę i dołączył do nas. Poczułem wzrok obydwu na sobie. Zayn bacznie przyglądał mi się z nieodczytanym wyrazem twarzy, a Lokowaty zdezorientowany przenosił wzrok to na mnie, to na Mulata.
- Harold co ty na to, że wykonasz jeszcze jedno zlecenie w tym tygodniu?
- Jakich dokumentów potrzebujesz? - uśmiechnąłem się szeroko. Jak dobrze jest mieć przyjaciela który zajmuje się fałszowaniem dokumentów.
- Świadectwo urodzenia, prawko oraz świadectwa ukończenia danych poziomów edukacji.
- Na nazwisko?
- Niall James Horan.
- Popierdoliło cię! - Zaynowi puściły nery, Harry nie śmiał się odezwać ani słowem - Na twoje prawdziwe nazwisko!
- Już od dawna akt zgonu jest w moich dokumentach, a upłynęło wystarczająco dużo czasu i mogę wrócić do swojego normalnego imienia. - Brunet zacisną usta w cienką linie nie odzywając się.
- Te świadectwa jakie mają mieć średnie i oceny.
- Takie jak zawsze wyciągam - cwaniacko uśmiechnąłem się do przyjaciół, wyrzucając peta i wracając do auta. Chłopcy zaniepokojeni spojrzeli po sobie - Panowie wracam do liceum.


        _______________________________________________________________


Przybywam z Rozdziałem 2! Za korektę i doping w pisaniu dziękuję Dominice :** Mam nadzieję, że rozdział spodoba się Wam i zostawicie po sobie znak w postaci komentarza (które bardzo mobilizują do pisania) :D xx
Tłumaczenie angielskie powinno się pojawić za dwa dni (ewentualnie trochę więcej, ale wątpię) :)
Jeśli macie jakieś pytania dotyczące bohaterów, opowiadania lub po prostu chcecie pogadać zapraszam Was do zakładki 'Kontakt' tam znajdziecie adresy do mnie jak i MsLaphi z chęcią odpowiem na wszystkie trapiące was pytania :) xx

Lots of love,
Adela


25 lip 2013

Rozdział 1

Cisza rozdziera całą wrzawę za ścianami. Mimo uchylonego okna, małej szparki na świat, nic do mnie nie dociera. Leżę w ciszy. Brak jakichkolwiek impulsów, dźwięków, ruchu... Zupełnie nic. Tylko ja i mój melancholijny, spokojny oddech.
Niechętnie podniosłem swoje szanowne cztery litery oraz powlokłem je do biurka po drodze zgarniając piwo. Pociągnąłem spory łyk trunku, sprawdzając rejestr połączeń i godzinę w telefonie. Dochodziła północ.
- Nie zostaw mnie! - ktoś krzyczał na ulicy, wychyliłem głowę do okna aby zobaczyć do kogo owe krzyki należą. Szybko odnalazłem właścicielkę głosu, która wybiegając z klatki bloku, rozpaczliwie szarpała się z jakimś chłopakiem - Proszę puść mnie... Nie chcę! Błagam zostaw - dodawała słowa coraz to bardziej zalewając się łzami.
Debil pewnie chcę ją zgwałcić. Mamrocze jakieś słowa aby ją zachęcić i spróbować dobrowolnie ją zaciągnąć do łóżka, lecz one na nic mu się nie zdają bo z każdym kolejnym zdaniem dziewczyna coraz bardziej się wyszarpuje.
Jako obojętny widz wróciłem do picia piwa i odpisywania na sms, kiedy doszedł mnie dźwięk zderzenia się ciała z czymś metalowym. Prawdopodobnie autem. Mozolnie obróciłem głowę w tamtą stronę. Chłopak właśnie szarpnął dziewczynę z maski auta i ciągnie w stronę klatki schodowej. Pod szatynką nogi się uginają, twarz ma całą spuchniętą od płaczu. Nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać jej lamentu. Ehh... zobaczmy co da się z Tym zrobić.
- Wybacz ale wydaje mi się, że dziewczyna powiedziała N-I-E- chłopak odskoczył nerwowo, kiedy ni stąd, ni zowąd pojawiłem się przed mini trzymając ręce w kieszeni i bardzo niegrzecznie wcinając się w ich potyczkę - A nawet śmiem twierdzić, że dała to dość mocno do zrozumienia.
- To nie twoja sprawa! Wypierdalaj! - warkną rozdrażniony chłopak.
- Na twoim miejscu nie odzywałbym się tak do mnie, bo duża ilość alkoholu w twoim organizmie nie jest dla mnie żadną wymówką - łagodnie odpowiedziałem zachowując kamienną twarz.
- Kurwa koleś czego nie rozumiesz w słowie 'wypierdalaj' ?! - no to teraz kolego masz przejebane.
Uśmiechnąłem się do podniszczonych vansów, robiąc krok bliżej do tego idioty. Miał zawziętą minę i coraz mocniej ściskał ramię szatynki, a na jej twarzy malował się grymas bólu.
- Grzecznie ostrzegałem - wyszeptałem mu już prosto w twarz, zamachując się. Sekundę później chłopak wił się na chodniku. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, zakrywając dłońmi usta. Schowałem rękę do kieszeni aby czasem nie świerzbiła mnie i dla rozrywki nie przywaliła temu idiocie jeszcze raz ponieważ, już po jednym ciosie dławił się własną krwią. - Wypuść powietrze bo się udusisz - rzuciłem do dziewczyny.
Dwoje, czekoladowych a przede wszystkim wystraszonych oczu podniosło się na moje. Powoli opuściła ręce, wypuszczając powietrze z płuc. Zdezorientowana spoglądała to na mnie, to na niego.  Zrobiła kilka kroków do chłopaka, żeby sprawdzić co z nim jest. Wyczułem silne emocje emanujące od niej, które z każdą chwilą słabły. Pełen podziw z mojej strony za opanowanie. Być może nie jesteś taką histeryczką jak myślałem.
- Nie radziłbym - odskoczyła na te słowa - Nic mu nie jest. Nie przejmowałbym się - próbowałem wyczytać reakcję dziewczyny, intensywnie wpatrując się w jej oczy.  Czułem jak jej emocje się przez nią przelewają ale nic poza tym, kompletnie nic- Masz podwózkę do domu?
- Niee.. nie wiem ... - podniosła zagubiony wzrok na mnie - Mam -dodała pewniej.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, przyjaciółka mnie odwiezie - podniosła się z kucków i w tym momencie jakaś blondynka wyskoczyła z klatki.
- Mój boże Ana! Nic ci nie jest?!? Kim powiedziała, że pokłóciłaś się z Markiem wybiegłaś z mieszkania a on za tobą! Co się stało? Myślałam, że wszystko szło dobrze! Zerwaliście?- wystrzeliła jak z torpedy niewysoka blondynka. Szatynka nadal zdezorientowana a teraz i zażenowana kiwnęła na mnie głową, dopiero wtedy blondi mnie zauważyła - Umm... kim jesteś ? I co się stało Markowi?! - Irytująca mała, krzykliwa istotka wywracała oczami. Takie małe a upierdliwe.
- Nikim ważnym. Rozumiem, że to twoja podwózka - zwróciłem się do szatynki, ta tylko kiwnęła na potwierdzenie - Następnym razem pilnuj lepiej koleżanki, bo jej 'chłopak' chciał ją zgwałcić - sarkastycznie uśmiechnąłem się do skrzata.
Dziewczyna wyprostowała się na te słowa i zarumieniła. Wyczułem zmianę jej nastroju. Czyżby moja aura zaczęła działać ?
- Na.. na... na pewno... Dzięki za.. umm... ratunek mojej sio... przyjaciółki ... ja... znaczy my - jąka się! Czyli aura działa. Słoneczko już jesteś moja. Gdyby nie fakt, że tak strasznie mnie wkurwiasz już dawno bylibyśmy u mnie w łóżku  - Chyba ...
- Dzięki za pomoc. My będziemy się zbierać za dużo emocji jak na jeden wieczór - szatynką ją wyręczyła a ja poczułem się jak bym został spoliczkowany. W zdziwieniu podniosłem brwi oraz zamrugałem powiekami. Jak to możliwe, że ona nic nie czuje? Przecież w powinna się płaszczyć przed mną jak jej przyjaciółka. Delikatnie odchrząknąłem i kiwnąłem ręką.
- Uważajcie na siebie - nie czekając na nic odwróciłem się na pięcie, zostawiając tą całą ferajnę za sobą, chcąc jak najszybciej uciec od tego całego gówna.
Z kompletnym mętlikiem w głowie pokręciłem z rezygnacją głową prychając. Podążając wzrokiem za vansami. Z kieszeni wygrzebałem papierosy i odpaliłem jednego. Nie mogłem pozbierać natłoku myśli do siebie. Zaintrygowany szatynką oraz braku jej jakiejkolwiek reakcji na moją aurę, gadatliwym skrzatem i nawalonym debilem, który próbował zgwałcić własną dziewczynę, oddalam się. Nie chcę komplikować sobie życia, które i tak jest już popieprzone. Nie mam czasu na jakieś intrygi małolatów, ani ochoty na użeranie się z nimi. Mam wystarczająco dużo swoich problemów. Mogłem się nie wtrącać, co oni wszyscy w ogóle mnie interesują, kiedy diabeł puka do moich drzwi i pyta się kiedy spłacę dług ojcowi?!


                                                                         *****

Parę niesfornych promieni słonecznych wdarło się do mojej sypialni za wysłużonych już zasłon. Niechętnie obrzuciłem spojrzeniem sypialnię, a raczej pomieszczenie, które tak nazywałem. Ciężko nazwać materac z kołdrą, kocem, paroma poduszkami, niezliczone stosy książek i popielniczkę, sypialnią. Jedyne ozdoby w tych czterech ścianach to zdjęcia przyklejone (w dodatku krzywo) taśmą.
Na ślepo, ręką szukałem telefonu gdzieś zagubionego w pościeli. Zwycięstwo! Sprawne odblokowanie klawiatury i ... 14.25! Ja pierdole ... Jaki normalny człowiek tyle śpi? Ah no tak - nie jestem człowiekiem. No w połowie tylko ...
Moja głowa niemiłosiernie pulsuje. O jednego drinka za dużo. Ewentualnie trzy. Dobra nie wiem po ósmym straciłem rachubę. Jedyny ratunek to prysznic. Długi i zimny...

Stoję pod klatką mieszkania z papierosem, czekając na Zayna oraz przyglądam się sobie. Czarne rurki zwisające luźno z bioder, biały T-shirt, czarna skóra, Ray-Ban w tym samym kolorze, zniszczone vansy, które przybrały dziwny odcień czerni wymieszanej z brązem i gruby rzemyk od Mulata, który właśnie się spóźnia. Oh jakie to w jego stylu. Umów się z człowiekiem na 15.35 przyjdź o 16.15! Kto by tam patrzył na takie malutkie niedopatrzenie. Ja kurwa. Ja patrze.
Zirytowany opieram się o zimną ścianę budynku, zaciągając się papierosem, kiedy podjeżdża auto (oczywiście nie mojego przyjaciela). Wysiadła z niego szatynka i biegnie do budynku naprzeciw mnie. Wydaje się znana. Kiedy staram ją sobie przypomnieć ze strony kierowcy wyskakuje jakiś skrzat i biegnie za szatynką. Zaraz, zaraz ... Skrzat?!? To nie dziewczyny od tego napalonego idioty?
Nie mija więcej jak z 10 minut a dziewczyny wychodzą z klatki. Ana (jak się domyślam, o ile też pamięć nie płata mi figli) niesie jakieś pudło a jej irytująca koleżanka idzie obok nadając.
- Ana daj spokój, nic wielkiego się nie stało!
- Nic! Się! Nie! Stało!? On próbował - szatynce łamał się głos - Podniósł na mnie rękę! Gdyby nie ten przerażający chłopak nie wiem co Mark by mi zrobił i nawet nie chcę o tym myśleć!
- Przesadzasz troszeczkę - blondynka mówiąc to wywróciła oczami - Był wstawiony i tyle! Nie chciał ci na pewno nic zrobić.
- Uważaj żebym ja zaraz ci czegoś nie zrobiła - Ana dodała ostro - Wsiadaj do samochodu.
Skrzat posłusznie udał się z ponurą miną na miejsce kierowcy, gdy szatynka szarpała się z drzwiami od bagażnika. Rozbawiony przyglądałem się całej sytuacji, podchodząc powoli i bezszelestnie do pojazdu.
- Tak więc jestem przerażający?
Dziewczyna wystraszyła się moją nagłą obecnością i wypuściła z jednej ręki trzymaną książkę, drugą ręką złapała się za klatkę piersiową. Z gracją schyliłem się po upuszczony przedmiot, następnie podając go właścicielce.
- Carlos Ruiz Zafon 'Cień wiatru' - wygiąłem usta w grymasie podziwu, zaskoczyła mnie. Mało młodych ludzi czyta w tych czasach wartościowe książki - Dobry gust.
- Dzięki - odebrała przedmiot z mojej dłoni i szybko wrzuciła go do bagażnika - Podsłuchiwałeś?
- Nie - uśmiechnąłem się lekko - Na tyle głośno rozmawiałyście, że nie dało się nie usłyszeć.
Dziewczyna powoli pokiwała głową na znak aprobaty, dalej przekładając rzeczy z kartonu. Nagle dostrzegłem w jej oczach przebłysk.
- Co tu robisz? Śledzisz mnie?
Rozbawiła mnie tym i nawet nie próbowałem tego ukryć. Podniosłem głowę ku niebu i pokiwałem głową.
- Nie jestem psychopatą - mówiąc to kiwnąłem głową w stronę okna, szatynka powędrowała za moim wzrokiem - Tam znajduje się moje mieszkanie.
- Ahh - wyrwało jej się - Przepraszam. Po prostu wydało mi się to dziwne, że znowu się spotykamy i ...
- I od razu zakładasz najczarniejszy scenariusz.
- Ostatnie wydarzenia sprawiły, że podchodzę do wszystkiego z rezerwą.
- Nie dziwię się - z założonymi rękoma, opierając się o maskę auta przyglądam się łagodnym rysom twarzy dziewczyny. Zastanawiało mnie dlaczego jeszcze nie jest uległa - Ana to nie jest pełne twoje imię - szatynka zaprzeczyła kiwnięciem głowy - Jakie wiec jest?
- Adriana - czekoladowe spojrzenie spotkało się z moim. Intrygujące głębokie spojrzenie - A jakie jest imię mojego wybawcy? Wcześniej nie było mi dane poznać.
Spuściłem wzrok na buty uśmiechając się pod nosem. Stanowczo aura na nią nie działa. Intrygujące a za razem denerwujące. Dlaczego potrafisz się oprzeć? Będę musiał polegać na moim uroku osobistym.
- Nialler.
- Nialler?
- Tak naprawdę Niall ale przyjaciele nazywają mnie Nialler, długa historia- skwitowałem nie chcą ciągnąć tego tematu.
- O jaka szkoda że nie mamy tyle czasu - niech to szlak znowu ten mały skrzat się wtrąca, kiedy ja dalej nie znam odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie - I nie opieraj się o moje auto - warknęła blondynka. Podnosząc ręce w geście obronnym odsunąłem się od pojazdu dwa kroki. Nawet nie zauważyłem kiedy wysiadła z samochodu  - Ana skończyłaś ?
- Tak...  ymmmm pamiętasz chłopaka który pomógł mi wczoraj? Jo to Niall, Niall to Jo moja sio... przyjaciółka.
- Niezmiernie miło poznać - uśmiechnąłem się uprzejmie choć wcale nie miałem na to ochoty. Skrzat a raczej Jo jest pierwszą osobą, która tak mnie irytuje tylko samą mimiką twarzy. Nie żeby była brzydka, głupia czy płytka, była po prostu irytująca. Może odrobinę temu zaradzimy? Wczoraj tak pięknie poddała się mojej aurze. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki jest bardzo uległa...
- Ta jasne mnie również, nie masz co robić że nas zaczepiasz ?
- Jo! - Adriana skarciła koleżankę, ta odpowiedziała jej niemym 'no co?' - Jo miała na myśli czy nie masz jakiś planów na dzisiaj - słabo się uśmiechnęła.
- Nie ja .. w-właściwie...  - skrzatowi nie było dane skończyć zdania kiedy poddała się mojemu urokowi. Bardzo dobrze bo nie mam ochoty wysłuchiwać jej zgryźliwości. Za co ja się tak poświęcam? Przecież dawno mogłem odejść.
- Właściwe to mam i właśnie podjechały - kiwnąłem głową na matowo-czarne porsche, którym podjechał Zayn - To mój przyjaciel - uśmiechnąłem się tajemniczo - Dziewczęta wybaczcie ale ja już sobie pójdę - kiwnąłem głową na pożegnanie  - Ana uważaj na siebie.
- Do zobaczenia - powiedziały jednocześnie ale Jo jakby z większym rozmarzeniem.
Wsiadłem do auta zdruzgotany. Kalkulowałem to co właśnie powiedziałem do Adriany. Cholera jasna! Co się ze mną dzieje? 'Ana uważaj na siebie' od kiedy jest ze mnie taki opiekuńczy naiwny chłoptaś?!
- Dobra nie ma pojęcia kim on jest ale tyły i znajomych ma fajnych, co nie zmienia faktu że go nie lubię - blondynka mówiła otrząsając się z działania aury. Szybko jej poszło. Ana zamykała bagażnik przewracając oczami.
- Jo powinnaś być milsza, w końcu bezinteresownie mi pomógł wczoraj i zachowaj czasem swój potencjał seksualny dla siebie i co się z tobą dzieje? Jąkałaś się! - szatynka na ostatnie słowa zarumieniła się.
- Czy bez interesownie ci pomógł nie byłabym tego taka pewna - Jo podniosła w wymownym geście brwi kiedy jej przyjaciółka wskazała ręką aby wsiadała - Nie wiem czemu się jąkam. Dziwny jest ten chłopak, co nie zmienia faktu, że ewidentnie leci na ciebie.
- Porypało cię ?! Już do końca? - zbyt szybko i zbyt piskliwie zareagowała Adriana. Czyżbym wyczuwał lekka chęć kochaniutka z twojej strony? Mimowolnie na moją twarz wkradł się uśmiech. Przysłuchiwanie się ich rozmowy kiedy te święcie przekonane są, że nie słyszę jest komiczne i złe... bardzo złe. A ja bardzo lubię robić złe rzeczy.
- Po pierwsze zna mnie drugi dzień! Z czego tylko dziś udało nam się normalnie porozmawiać oraz jest przystojny i kulturalny.
- No i co z tego ? - oburzył się skrzat.
- To z tego, że nie można 'lecieć' na kogoś, kogo zna się tak krótko i musi być już na 100% zajęty albo jest gayem.
- Ty to zawsze jak coś ...
- Po porostu ruszaj już!
- Ale musisz mi przyznać że dobra dupa z niego!
-Jo!
Ciekawe.... Jestem przystojny, kulturalny, 'dobra dupa' ze mnie i mogę być gayem. Na te ostatnie stwierdzenie mina mi zrzedła.
- Nialler ? Może by tak cześć? - z zamyślenia wyrwał mnie Mulat - Oraz wytłumacz mi na co czekamy i o czym mówią te dziewczyny? - dziewczyny odjechały, kiedy ja trawiłem wszystkie wiadomości i wydarzenia z przed kilku chwil.
- Po pierwsze do kurwy nędzy 45 minut spóźnienia ?! Zayn coś ty do cholery tyle robił? Włosy układał ?
- Nom - czułem jak cała krew odpływa mi z twarzy.
- Jaja sobie robisz ? - podniosłem brwi w charakterystycznym już dla mnie geście.
- Nie zupełnie - zaciskam usta w cienką linijkę, trzymajcie mnie bo zaraz mu przywalę - A te dziewczyny to kto ?
- Jakieś laski wczoraj jednej pomogłem, ratując ją przed napalonym chłopakiem.
- Niech zgadnę potem sam zasmakowałeś owocu który uratowałeś ? - Mulat poruszył brwiami jakby i tak jego zdanie nie było dosłowne.
- Dla twojej wiadomości nie - dodałem ironicznie uśmiechając się - Poszedłem się najebać do klubu.
- Nialler... nie poznaję cię - Zayn skwitował naszą wymianę zdań śmiertelnie poważnie, ruszając - Skoro nie perwersyjne bzykanko to co?
- Intryga.
- Intryga? - pokiwał w zamyśleniu mój przyjaciel.
- Intryga - uciąłem szybko. Zayn wiedział, że to koniec rozmowy i przyśpieszył. Czas w końcu dotrzeć na spotkanie twarzą w twarz z najgorszymi demonami, a raczej mojej trójce pozostałych przyjaciół i ojcu.


            ______________________________________________________________

Od autorki:
Tak wiec przybywam z długo wyczekiwanym rozdziałem 1!! Mam nadzieję, że się spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza :) xx
Dla zainteresowanych opowiadanie te będzie również dostępne w angielskiej wersji językowej, którą tłumaczy MsLaphi :D
Jeśli macie jakiekolwiek pytania (lub chcecie po prostu popisać) możecie w zakładce 'Kontakt' znaleźć nasze inne strony na których z chęcią odpiszemy naszym czytelnikom :3 xx
Love ya all,
Adela