10 maj 2014

Rozdział 16

Po odwiezieniu Adriany oraz odstawieniu auta pod dom, hardo maszerowałem na piwo z chłopakami. Co jak co, ale nie mogli sobie tego wieczoru odpuścić. W dodatku jeśli ja bym nie przyszedł to oni by przyleźli, a to zawsze kończy się źle. Uwierzcie mi. ZAWSZE KOŃCZY SIĘ ŹLE. Na przykład raz, kiedy chcieli mnie pogrążyć w zażenowaniu i śmiechach pogardy dla ''romantycznej duszyczki'' ( której nawiasem nie mam) spłonęła kamienica. Tak, dokładnie, spłonęła kamienica. Mieliśmy szczęście, że nie całe osiedle. Tak więc wracając (jednocześnie nastawiając się na najgorsze), rytmicznym krokiem kierowałem się do umówionego pubu dla tak zwanych ''nie z tego świata'' stworzeń.
Westchnąłem głęboko, gdy pewien upierdliwy osobnik, zaczął działać mi na nerwy. Nim zdążył zareagować w mgnieniu oka odwróciłem się, łapiąc go za bark i przygwoździłem do ściany. Oczywiście do szyi przystawiłem ostry nóż sprężynowy, na pozór nie różniący się niczym od przeciętnych noży, gdyby nie mały, słodki szczególik. To był prezent od Lou, poświęcony przez starego szamana. Czyli nawiasem mówiąc zabijał wszystkie demony, cienie, wampiry i tym podobne duperele. Wiecie jedno małe ostrze, a zabijało wszystko jak leci. Kochany Lou.
- Dlaczego cały dzień mnie śledzisz?! - wysyczałem prosto w twarz mojego przeciwnika - ODPOWIADAJ!
- NIE MAM NIC CI DO POWIEDZENIA SZCZENIAKU!
- Oh widzę, że Sangins ma dość wyszczekanych teraz przydupasów - roześmiałem się ironicznie, przyciskając ostrze mocniej do gardła nowego kolegi - Ale nie wychylałbyś się tak, gdybyś wiedział, co te cudeńko potrafi.
Cóż koleżka zaczął popadać w panikę, jednocześnie spazmatycznie łapiąc powietrze, kiedy zanurzyłem końcówkę ostrza w jego szyi. Pieczenie i okropny ból zawładnął jego całym ciałem. Byłem zaskoczony jak za wszelką cenę stara się zatrzymać dławiący krzyk w gardle.
- Tak więc raczysz mi powiedzieć czego chce ode mnie Sangins czy mam mu osobiście powiedzieć, żeby spierdalał ?
- Mia-miałe.... miałem prze-przekazać, że masz się trzymać z dala od... od dziewczyny.
- Co ona ma z tym wspólnego?!? - wściekłem się do granic możliwości. Co ten idiota sobie myślał? Sądzi, że jeśli jest jednym z najstarszych demonów może mówić innym co mają robić?! - Gadaj!
- Ta-tas.. mała su-suka nic... Le-lepiej przyj.. przyjrzyj się jej... jej rodzinie.
Buzująca krew w uszach tłumiła cichy głosik rozsądku. W dodatku, kiedy mój drogi kolega - czujecie tą ironię? - wykrył konsternację na mojej twarzy krwawy uśmieszek wkradł się na jego usta. Nie mogłem mu tego popuścić. Mój nóż przebił podbródek demona zatrzymując się na skroni. Opsi. Czarna ciecz wymieszana z tą czerwoną spłynęła po mojej dłoni przez przed ramie, skapując rytmicznie na beton. Z kamienną twarzą oraz pustym wzrokiem wpatrywałem się w przygasające oczy kreatury. Czarny dym powoli wypływał z rozwartych ust, kiedy sztywne ciało demona opadło na ziemię.
Z głośnym westchnięciem wytarłem ostrze w koszulkę już nieboszczyka, następnie chowając je z powrotem do futerału za paskiem.
- Słodkich snów - podgwizdując pod nosem znów kierowałem się do baru.


- No ja pierdole kurwa nie - wyrwało się z pomiędzy rozchylonych warg Harolda - No ja pierdole zabił ją!
- Nie wierzę, że to zrobił - mrukną pod nosem Li.
Na twarzach chłopków wymalował się jeszcze większy szok. Ściągnąłem brwi nie rozumiejąc o co chodzi moim braciom. Spojrzałem w dół i wszystko było jasne. Tsaaa troszkę się ujebałem po ''przemiłej rozmowie z kolegą''.
- Czy może ktoś mnie kurwa wtajemniczyć?! - pisnął urażony Louis splatając ręce na klatce piersiowej.
- Ach to? To nic takiego...
- Naprawdę? - Lou uniósł jedną brew w teatralnym geście. Wskazując dłonią na mnie dodał - Ujebałeś się jak jakieś pierdolone dziecko w piaskownicy, a oni dramatyzują jakby znowu spłonęło całe miasto.
- Spłonęło kiedyś przez nas miasto? - zdziwiłem się.
- W 1986 - mrukną Zayn - Odleciałeś wtedy troszeczkę.
To wszystko wyjaśnia.
- Ale dalej nie wiemy czemu przylazłeś cały we krwi! - pisnął Harry.
- Dostałem okresu - rzuciłem ironicznie.
- O mój boże! Ale jak to? Kiedy to się stało?! - Styles strzelał pytaniami jak z torpedy w dodatku bardzo poważnie.
- Harry idioto jeden! Chodzisz ze mną na rozszerzoną biologię i powinieneś już wiedzieć, że nie możemy dostać miesiączki - jęknąłem zrezygnowany - Po drodze przyczepił się do mnie jakiś przydupas Sanginsa i tak jakoś wyszło, że nie żyje.
Odparłem, ciężko opadając na ławę, machnięciem ręki przywołując kelnera. Ta noc będzie bardzo długa...

*Następny dzień*

Otworzyłem pół przytomne oczy. Przytłumiony jękomruk wyrwał się z mojego gardła, kiedy podnosiłem ciężką jak ołów głowę z nad sedesu. Można było powiedzieć, że to mój nowy przyjaciel. Całą noc opowiadałem mu co takiego działo się na ''piwie z chłopakami''. Nie muszę chyba mówić, że nie skończyło się tylko na piwie. Przez większą część wieczoru rzetelnie trzymałem się dwóch najważniejszych zasad picia alkoholu. Pierwsza brzmi ''zawsze z lżejszych alkoholi przechodź w cięższe, nigdy odwrotnie'' i w sumie trzymałem się jej do końca. Zaś druga ''nigdy nie mieszaj różnych rodzai trunków'' no cóż, poszła się jebać.
Znów jęknąłem niezadowolony, kiedy poczułem, że torsje wracają. Moje mięśnie brzucha napięły się i kolejna fala wymiocin wylądowała w muszli. Nieprzyjemny kwaskowy posmak palił mi gardło, a mdłości oraz bule głowy wcale nie pomagają. Czułem, że zaraz wypluję swoje wnętrzności. Nic nie mogłem utrzymać w żołądku, a na sam zapach jedzenia mam odruch wymiotny. 
Przeczołgałem się do wanny i odkręciłem lodowatą wodę. W przeciągu paru dłużących się chwil, zaczęła się napełniać. Nie zaprzątając sobie głowy, aby rozebrać się z rzeczy przerzuciłem swoją zlansowaną dupę do wanny. Zimna woda dawała ukojenie mojemu zmęczonemu ciału.
Zanurzając twarz pod wodą mój umysł podsyłał mi kolejne obrazy. Szczególnie jedna myśl z wczorajszego wieczoru nie dawała mi spokoju. A mianowicie, że mam się trzymać z daleka od Ann i przyjrzeć się jej rodzinie. Nie mam pojęcia o co w tym może chodzić. Ale jestem pewny, że muszę się tego dowiedzieć, bo jedno z nas może być w dużych tarapatach.


______________________________________________________________________
Alex


Wracałem właśnie z kawy z dziewczynami. Oh co to są za plotkary! Po wysłuchaniu wszystkich 'ochów i achów'' na temat facetów dowiedziałem się, że muszę wracać ponieważ mój ojciec musi ze mną o czymś bardzo ważnym porozmawiać. Szczerze nie miałem zielonego pojęcia o co chodzi. W szkole było wszystko ok, tak samo jak w domu czy na zajęciach. Do głowy nie przychodziło mi nic co mogło zdenerwować ojca. Od dawna nie słyszałem go tak śmiertelnie poważnego. Jedyny raz, kiedy go takiego pamiętam był wtedy, gdy przywołał mojego brata do swojego gabinetu. Byłem wtedy mały, nie miałem więcej jak cztery czy pięć lat. W domu było ogólne zebranie wszystkich zżytych ze sobą rodzin. W salonie przy stole znajdowali się po lewicy gospodarzy państwo Zolum wraz z dziećmi, obok nich skłóceni już państwo Evansowie po prawej Cravenowie i dwójka ludzi, których pamiętam jak przez mgłę. W dodatku nie mam pojęcia dlaczego w swoim wspomnieniu pamiętam, że trzymali małą Ann na rękach mimo, iż jej rodzice siedzieli zaraz obok. No zabijcie mnie nie mam pojęcia kim byli. Nie pamiętam ich. Imion tym bardziej. Lecz teraz jest to nie istotne. Ten dzień wyrył mi się w pamięci raczej z powodu tego, iż straciłem bardzo bliską mi osobę. Przed tym zdarzeniem mój brat Greg zawsze się ze mną bawił i żartował. Gdy wyszedł z gabinetu ojca po długich rozmowach już nigdy więcej się mną nie zajmował. Tłumacząc, że z czasem trzeba dorosnąć, wraz z rodzinną tajemnicą. Z tym dniem straciłem brata i od tej pory jestem jedynakiem. Nie mam pojęcia co się tam stało, a teraz prawdopodobnie będę się musiał z tym zmierzyć.
Prychnąłem niezadowolony.Układam sobie jakieś chore historie. Jako dziecko miałem bujną wyobraźnię. Gadałem niestworzone rzeczy, że widziałem demony w oknach lub słyszałem głosy w piwnicy. Najlepsze jak kiedyś powiedziałem mamie, że widziałem w nocy ducha jak chodził po domu. W życiu nie przypuszczałbym, że można tak poblednąć na twarzy. Mama potem powiedziała wszystko ojcu. Pamiętam jak strasznie się wściekł na Grega, bo miał wtedy pilnować domu. Nie miałem pojęcia, że ojciec tak srogo ukarze mojego już byłego brata za jakieś dziecięce urojenia.
Wciągnąłem powietrze ze świstem, zdając sobie sprawę, że stoję pod domem. Oddychając głęboko starałem się uspokoić szalejące serce. Lecz to zdało się na nic. Nie mam pojęcia czego się tak obawiam, przecież nie ma czego. Mimo to te niemiłe uczucie gdzieś ciągle w okół mnie się kręci. Na podjeździe zauważyłem szereg aut należących do tak zwanej starszyzny zaprzyjaźnionych rodzin. To nie zapowiadało nic dobrego.
Od progu przywitały mnie jakieś krzyki dochodzące z gabinetu ojca.
- Zrozum, że on nie jest jeszcze gotowy na to! - to mój tata krzyczał - To jest wielka odpowiedzialność, nie dorósł jeszcze na to!
- Samuel nie pieprz głupot znam swojego syna! - głos odpowiadający mojemu ojcu wydał mi się znajomy - Zostanie już teraz wtajemniczony i koniec kropka!
Stanąłem jak wryty kiedy z gabinetu wypadł pan Zolum, jednocześnie właściciel poprzedniego głosu. Przywitałem się grzecznie, lecz odpowiedział mi wściekły trzask drzwi. Zdębiały spojrzałem na ojca, którego sylwetka właśnie wyjawiała się na progu.
- Oh Alex dobrze, że już jesteś - przywitał mnie spokojniej - Choć synu musimy porozmawiać.
Przełykając gulę w gardle puszyłem za mężczyzną. Kompletny mętlik w głowie uniemożliwiał mi logicznie myślenie. Wszystko wykonywałem automatyczne. Ręce nieprzyjemnie drżały i pokryły się zimnym potem. Niezręcznie wytarłem je o dżinsy. 
- Panowie możecie nas zostawić samych? - no tak dowal mi jeszcze stary to zejdę ci tu na zawał! czułem tężejący wzrok ojca na sobie wraz z zwarciem się mojej klatki piersiowej. Atmosfera chyba nie może być już bardziej gęsta. Reszta członków starszyzny bez komentarza opuściła pokój. Na odchodne za nimi ojciec dodał surowe - Dziękuję.
Kiedy pomieszczenie opustoszało, a ja przełknąłem jakoś swój strach wydusiłem z siebie ciche.
- Chciałeś ze mną porozmawiać.
- Owszem synu. Pewnie zastanawiałeś się czemu cię tu ściągnąłem - kiedy moje niemrawe skinienie głowy odpowiedziało mężczyzna kontynuował - Wiesz dobrze, że w naszej rodzinie i tych zaprzyjaźnionych przychodzi czas, kiedy młodzieniec zostaje wprowadzony oraz przeobraża się w mężczyznę.
- Wiem - wydukałem - Ale nie mam pojęcia co chcesz przez to powiedzieć.
- Alex chyba czas, żebyś dowiedział się o sekretnej tradycji naszych rodzin, którą będziesz kontynuował wraz z następnymi pokoleniami.
Mój oddech stanął, wraz z sercem, pulsem i czym tam jeszcze chcecie. Kurwa wiedziałem. Moje ciało spięło się natychmiastowo. Czyli jednak podejrzenia z poprzednich lat są prawdziwe... Wiedziałem, że będę tego żałował, ale musiałem się spytać.
- Co to za rodzinna tajemnica ?
Przez twarz ojca przeleciał cień uśmiechu. Odchylił się na fotelu aby wskazać ręką na starą fotografię nad swoją głową.
- Pamiętasz kiedy zrobiona była ta fotografia?
- Po osiemnastych urodzinach Grega.
- Dokładnie. Może wiesz dla czego?
- Nie.
- Widzisz na niej uwiecznionych członków aktualnej starszyzny. Na następnej będziesz ty z bratem i dziećmi tu oto widocznych. 
- To się zgadza, rozpoznaje pana Zolum i jeszcze paru członków tylko nie mam pojęcia kim jest ten mężczyzna z lewego rogu który stoki koło ciebie. Nie pamiętam go.
- To Jonathan Wilson - ojciec westchnął smutno i na chwile jego wzrok odleciały gdzieś daleko, by po chwili powrócić z zimnym spojrzeniem - Ale nie będziemy teraz o tym mówić. Widzisz twoja rodzina jak i te zaprzyjaźnione to tak naprawdę prastare rody. Wszyscy jesteśmy powiązani przysięgą krwi, która czyni z nas tym kim jesteśmy.
- A k-kim jest.. jesteśmy?
- Łowcami mój drogi synu. Pilnujemy równowagi między światem ludzi, a światem mroku.
- Żartujesz prawda? To jakiś chory żart tak? - nie dowierzałem, lecz jedno spojrzenie w oczy ojca utwierdziło mnie, iż ani trochę mu do żartów. Nagle mój umysł zaczął pracować na zdwojonych obrotach, a wszystkie klocki powoli pasowały - To po to było to wszystko? Te treningi, szkolenia? To wszystko, żeby zrobić ze mnie łowcę ?
- Tak, to wszystko byś był łowcą.
- Nie, nie, nie... jak to możliwe?
- Alex! - surowy ton przywrócił mnie do porządku - Na miłość boską uspokój się. Żyjesz z tym od narodzin. Mamy to we krwi. Kiedy jest niebezpieczeństwo nasze zmysły wytężają się bardziej niż innych ludzi. Adrenalina, akcja, emocje nie przyćmiewają nam logicznego myślenia. Walka, broń to wszystko przychodzi nam od skinienia palcem. Tropienie i niwelowanie niebezpiecznych kreatur nie z tego świata to jest dla nas pestka. Więc przestań panikować i weź się w garść.
- Przepraszam - wydukałem lekko zażenowany. Ojciec wyglądał na lekko zirytowanego moją reakcją - Proszę kontynuuj.
- Wzmożemy ci treningi i w soboty przez dwie godziny będziesz studiował tajniki budowy morfologicznej oraz anatomicznej kreatur nocy. Musisz wiedzieć z czym przyjdzie ci walczyć. Teraz nosisz na barkach odpowiedzialność, która idzie z tajemnicą rodzinną rozumiesz?
- Tak, rozumiem.
- To dobrze.
- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj.
- Czy Mark on ... on też będzie łowcą ? O to tak wściekła się pani Zolum?
Ojciec westchnął zmęczony. Ściskając kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa.
- Tak on też.. - ponosiwszy wzrok uśmiechnął się smutno - Ale dobrze wiem to i ja i ty, że nie jest na to gotowy. Nie dorósł jeszcze do bycia łowcą, lecz Zo jest zbyt uparty. Czasem jego wojskowa zawziętość jest strasznym wrzodem na dupie - zaśmialiśmy się jednocześnie - Nie mniej jednak nie raz uratował mi życie na polu walki.
Powoli zbierałem się z gabinetu, żeby przetrawić wszystkie nowe wiadomości, pewna myśl przemknęła przez mój umysł.
- Tato?
- Tak?
- Co się stało z Jonathanem? Jest na zdjęciu, więc jest ze starszyzny lecz nie pamiętam, żebym go widział u nas.
Na wspomnienie mężczyzny ojciec widocznie posmutniał.
- Nathan zginął tragicznie wraz ze swoją żoną Isobel.
- A dziecko? Oni mieli dziecko.
- Nie Alex, nie mieli.... Wilsonowie nie mieli dzieci.
Widoczne zmieszanie ojca wydało mi się z lekka podejrzane. Ściągnąłem brwi w geście nie zrozumienia jednocześnie spuszczając wzrok na ziemię. W moim wspomnieniu wydawało mi się, że mieli dziecko. 
- No nic, to do zobaczenia na kolacji - rzuciłem krótko, przechodząc przez próg.
Mam bardzo dużo do przetrawienia i oswojenia się. Wciąż nie dochodzi do mnie zbytnio wiadomość, że jestem łowcą a wszystkie bajki, które opowiadała mi mama na noc są prawdą.