-Coś ty, kurwa, zrobił?!
- Powiedziałam, że ma się trzymać z dala ode mnie...
-
Czy cię do końca zjebało?! - wściekły Liam wyszczerzył na mnie oczy
pochylając się do przodu. Kiedy wzruszyłem ramionami, mocniej zatapiając
się w fotelu, dodał - No, najwyraźniej TAK!
- Tak będzie
lepiej - ciężko westchnąłem, dotykając skroni, ciągle uciekając wzrokiem
od swojego rozmówcy - Będzie bezpieczna, znajdzie sobie kogoś, na kogo
zasługuje i wszyscy będą szczęśliwi.
- Jacy wszyscy?! - złość
szatyna rozsadzała go od środka, uniósł brwi tak, że prawie dotknęły
linii włosów, a żyła na jego szyi bardzo się uwidoczniła - A co z tobą?!
Nie pomyślałeś, że może ty jesteś osobą, na którą ona zasługuje??
- Nie, nie jestem i nigdy nie będę Paynoo.
-
Jaka jest z ciebie egoistyczna cipa Horan! - szatyn nerwowo to siadał
na stolik przed mną, to wstawał, aby chodzić w tą i z powrotem po
salonie.
- Byłbym ''egoistyczną cipą'' jak to określiłeś, gdybym zatrzymał ją przy sobie.
-
A nie pomyślałeś, że możesz ją tym zranić?! Bez słowa wyjaśnienia, z
dupy wyjętymi argumentami - zrywasz z nią! - Li zamachnął się rękoma w
teatralnym geście.
- Ale my nie byliśmy nawet razem! Nic między nami nie było!
- No dobra - Payne ponownie przycupnął na stoliku naprzeciwko mnie - Powiedz mi tylko teraz, czy ona czuje to samo?
Zatkało
mnie. Li wypowiedział na głos słowa, które od jakiegoś czasu spychałem
gdzieś na bok świadomości. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że coś
spierdoliłem lub istnienia możliwości skomplikowania sobie życia. Było
dobrze tak, jak jest teraz! Wszyscy są szczęśliwi. Ja zaspokajałem swoje
zachcianki idąc dawnym trybem życia. Pustym, lekko samotnym, a zarazem
egoistycznym, ale idealnym i nie wymagającym angażowania się z mojej
strony w żadne gówniane kwiatki, serduszka i uczucia.
- Jak
długo będziesz się tak bił z myślami ? - zapytał Harry, materializując
się znikąd, za moim lewym barkiem, oparł się o zagłowię kanapy,
pochylając się lekko w moją stronę - Wiesz na kogoś, kogo nic nie
obchodzi, ta sytuacja strasznie mocno cię obchodzi.
- Kurwa Harry, co to za składnia?! - skonsternowany ściągnąłem brwi - I, skąd ty możesz wiedzieć, co myślę?!
-
Składnia à la ja! - Harry wygiął usta w dziwnym geście wahającym się na
granicy zamyślenia i uznania, przeskakując oparcie kanapy i lądując
dupą na mnie, dodał - A wiem, bo tak się zamyśliłeś, że niechcący mnie
wpuściłeś!
Zrzuciłem loczka z moich kolan, przewracając
oczami. Muszę się lepiej pilnować. Zielonooki drocząc się ze mną,
najpierw zrobił urażoną minkę, aby za chwilę zacząć dziecinnie chichotać
obejmując mnie za ramię.
- No dobra dupeczki, może ktoś mnie
w końcu wtajemniczy, co?? Lou chce zamordować Nialla, choć sam nie wie
dokładnie za co, Zayn jest jak nie z tego świata, no nie licząc tego, że
jest... Ale tak jak by...bardziej... - Harold zawiesił się na chwilę,
analizując swoją głęboką myśl, spoglądając na sufit - Li jest jak jakaś
przewrażliwiona kobieta w ciąży, podczas okresu!
- Ja
pierdole! - Liam schował twarz w dłonie, kiedy ja śmiałem się, nie do
końca wiedząc czy raczej nie powinienem płakać - Załamujesz mnie! Jak
kobieta w ciąży może mieć okres?!
- No nie wiem! Ale tak się
zachowujesz! - Hazz wytrzeszczył oczy i wskazał palcem na przyjaciela,
kiedy ten rozłożył ręce załamany - A ja tego wszystkiego nie ogarniam.
- No widać, że nie ogarniasz - wydusiłem przez śmiech - I widzę, że ktoś tu musi wrócić do szkoły.
Styles
uśmiechnął się przebiegle do swojej jakże ''genialnej'' myśli, która
właśnie zagościła w jego głowie. Liam machał głową nie dowierzając w to,
co się dzieje. Nagle lokowaty poderwał się z miejsca oznajmiając:
- Muszę coś załatwić.
I
tyle go widzieliśmy. Śmiałem się pod nosem, zastanawiając się jak on
może być bezdusznym mordercą, kiedy jest takim słodkim dzieciakiem.
Wstałem z kanapy i złapałem szatyna za bark.
-
Chodź kobieto w ciąży, z okresem, idziemy się napić - Li podniósł na
mnie rozbawiony wzrok, szeroko uśmiechnąłem się do przyjaciela - Znaczy
ja, bo ty nie możesz będąc w ciąży!
Śmiejąc się z wielkiej mądrości Harolda, Paynoo podniósł ociężale swoje szanowne cztery litery i podreptał za mną do drzwi.
-
Wiesz, że jesteś ofiarą zasad, które sam przed sobą postawiłeś? - Liam w
końcu się odezwał, po moim długim monologu. Opowiedziałem mu moje
wszystkie wątpliwości, pytania i uczucia jakie mi towarzyszyły przez
ostatnie pół roku. On cierpliwie je wysłuchał, nie przerywając.
Siedzieliśmy
na ganku domku w Irlandii pijąc jakiś stary rocznik wina, zamyszkowany
przez Louisa. Teraz chociaż będzie miał konkretny powód, aby mnie zabić.
-
Wiem - wyszeptałem cicho, wpatrując się w rozciągający się horyzont
Lough Ennell przed moim nosem - Wiem Liam, ale jak bardzo potrafisz
zniszczyć dobrą dziewczynę, żeby poszła na samo dno razem z tobą? Ja nie
potrafię. Adriana nie pasuje do mojego trybu życia, a ja nie jestem jej
wymarzonym chłopakiem. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie nadaję się na
chłopaka, narzeczonego czy całą tą resztę tego gówna, a one tylko na to
patrzą i chcą się bawić w te wielkie miłości, zauroczenia, trzymanie za
rączki - pociągnąłem duży łyk czerwonego trunku, przenosząc wzrok na
przyjaciela - Co to w ogóle, kurwa, jest? W życiu, nie bawiłem się w nic
takiego...
- Mnie się pytasz? Ja bawiłem się tak raz, ponad
sto lat temu! Nawet nie pamiętam, jak to jest... - grobową ciszę
przeciął nagle nasz śmiech - Mimo to wiem, że przez to całe gówno byłem
bardzo szczęśliwy - Li nagle spoważniał, ściągając brwi - Najsmutniejsze
jest to, że już nawet nie pamiętam jej twarzy.
- Wspomnienia zza czasów człowieczeństwa ci się zacierają? - przyjaciel skiną głową.
-
Jak przez mgłę pamiętam ucinki, jakieś fragmenty wspomnień. Widzę
większość aspektów, uczuć sytuacji, ale teraz wyprany z czegokolwiek, za
cholerę tego nie rozumiem. Jakby człowieczeństwo było niezbędnym
składnikiem do interpretacji tych chwil.
Szatyn intensywnie
myśląc nad tą tezą, wpatrywał się w bliżej nieznany punkt, popijając
wino. Zawiesił się, a ja nie miałem zamiaru go wytrącać z tej zadumy.
Oboje potrzebowaliśmy tej chwili ciszy na poukładanie mętliku w naszych
głowach. Mimo to mój telefon nie miał zamiaru tego uszanować, dzwoniąc
namiętnie trzy razy, aż wściekły odebrałem.
- Niall zbieraj
swoją dupę w kroki i Liama przy okazji, bo czekamy tu z nowymi
dokumentami do opracowania! Przypominam, że mimo, iż Sangins nie
pokazuje się, to nie znaczy, że zlecenie na ciebie wygasło - nie
zdążyłem nic powiedzieć, kiedy Zayn puścił całą wiązankę informacji.
- Tak Zen, już się zbieramy.
- Nie nazywaj mnie tak, wiesz że tego nienawidzę.
-
Oh, nie denerwuj się Zeneee, mamy coś dobrego z Liamem - uśmiechnąłem
się do szatyna, rozłączając się - Na cóż przyjacielu, nie jest nam dane
poleniuchować tutaj, zebrała się narada pięciu u mnie w mieszkaniu.
Payne
przewrócił oczami, stając ramie w ramię ze mną. Chwilę potem czułem jak
moje i Liama ciało rozpływa się w gęstą mgłę, ostatni raz tego dnia
zerknąłem na taflę Lough Ennell, następnym co widziałem było już moje
mieszkanie i wzrok pozostałej trójki przyjaciół.
- Niall czy to moje wino z zabronionej spiżarki?! - Louis wściekły wydarł się, kiedy tylko zobaczył butelkę w moim ręku.
Kurwa. Odrzuciłem butelkę do Zayna, słodko uśmiechając się.
- Skądże!
- Horan, utłukę cię!
Nieprzytomny
sączyłem powoli kawę z bufetu szkolnego. Nie dość, że poniedziałek, to
jeszcze kawa ohydna. Wczoraj siedziałem w sumie, aż do rana z jebanymi
dokumentami, które przytargali chłopacy. Jeszcze jakby tego było mało,
to przypomniało mi się dopiero po czwartej, że mam zadaną lekturę i
wypadałoby chociaż przeczytać jakieś porządne streszczenie.
Tak
rozczulającego się nad sobą, zastał mnie dzwonek na przerwę. Właśnie
skończyło mi się okienko i miałem zaprowadzić swoją sponiewieraną dupę
do szafki, po książki na ostatnie już dziś zajęcia. Czyli etykę z Ann.
_________________________________________________________________
Adriana
Poczłapałam
niechętnie do swojej przedostatniej ławki na etyce. Na szczęście była
to już ostatnia lekcja. Od wyjścia ze szpitala nie minęło wiele, ale ja
już nie mogłam wytrzymać w domu i postanowiłam wrócić szybciej. Teraz
tego żałowałam. Strasznie kręciło mi się w głowie, a pulsujący ból u
nasady głowy nie pozwalał w spokoju wysiedzieć ani chwili. Uchyliłam
lekko okno, aby świeże, zimne powietrze choć trochę poratowało mnie,
przywracając resztki świadomości. Wraz z pierwszym podmuchem wiatru ból
ustępował i był do zniesienia.
Nauczyciel zaczął sprawdzać
listę obecności. Ja po upewnieniu się, że wpisał mi obecność wpatrywałam
się w pluchę za oknem, nie zwracając zbytnio uwagi na to co się dzieje.
- Niall...? Niall Horan jest?
- Jestem, przepraszam za spóźnienie.
- Dobrze, siadaj chłopcze. Stefan, Paula... - nauczyciel kontynuował sprawdzanie listy.
Mimowolnie
odwróciłam się w stronę głosu blondyna. Właśnie pewnym krokiem
przemierzał salę z podręcznikiem w ręku, aby usiąść na swoje miejsce.
Bacznie obserwowałam każdy jego ruch. Ku mojemu zdziwieniu nie usiadł w
ławce za mną tylko dosiadł się do mnie! Przeklinałam w duchu wypadek.
Przez niego Wiki leży w szpitalu ze złamaną nogą i nie wyjdzie szybciej
jak za miesiąc! Wszystko się po nim psuło. Ja wróciłam do fazy
'zapieraj się rękoma i nogami Nialla, a najlepiej zapadnij się pod
ziemię lub ucieknij' i nie miał kto mnie ratować. Nie mam pojęcia, co
mam zrobić w tej sytuacji, bo na pewno nie wytrzymam godziny lekcyjnej
przy nim!
Zacisnęłam zęby. To tylko 45 minut, a nawet już
tylko 40 minut. Wytrzymasz je, potem możesz uciekać stąd jak najdalej!
Przyjęłam taktykę kompletnego ignorowania chłopaka i udawałam, iż czytam
tekst omawiany na lekcji. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że
poczułam przeszywający wzrok Nialla. Siedział odchylony na krześle
lustrując mnie wzrokiem. Ma moim ciele pojawiła się gęsia skórka, a
sylwetką wzdrygną silny dreszcz. Nauczyciel widząc to przerwał nieudolne
czytanie Leszka Kołakowskiego ''O tolerancji'', jakiemuś uczniowi,
słowami:
- Zamknę już okno, zimno się robi - Co nie!!! Błagam
miej litość człowieku i nie rób tego! Błagam nie.. nie... - Proszę,
kontynuujmy.
Z chwilą odcięcia dopływu zimnego powietrza moja
głowa z podwójną siłą dawała się we znaki. Obecność Horana wcale mi w
tym nie pomagała! Czułam jak odpływam. Minuty wlekły się złośliwie
wolno. Oczy powoli zachodziły mi mgłą, starałam brać się głębsze oddechy
i za wszelką cenę wytrzymać jeszcze te cholerne 20 minut, ale moje
wysiłki spełzły na niczym, kiedy poczułam jak Niall się przysuwa, a jego
dominująco-przytłaczająca aura miażdży mnie, jednocześnie odcinając
dopływ tlenu.
- Ann dobrze się czujesz? - podniosłam na niego
wystraszony wzrok, czegoż ty ode mnie chcesz?! Pokiwałam głową, mrucząc
słabe tak - Proszę pana, mogę zabrać Adrianę do pielęgniarki? Źle się
czuje.
- Nic mi nie jest - słabo wydukałam, ciskając
piorunami w Nialla. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały wiedziałam, że
to był wzrok nie znoszący sprzeciwu.
- Jesteś dopiero co po
wypadku i jest ci słabo! Nawet nie próbuj się sprzeciwiać, idziesz do
pielęgniarki - wysyczał przez zęby, zbierając nasze rzeczy.
-
Masz rację chłopcze, Ann strasznie zbladłaś. To wasza ostatnia lekcja? -
kiwnęłam niepewnie głową - Zwolnię was, tylko prosto do pielęgniarki.
W
kompletnej ciszy opuściliśmy salę. Czułam jak spojrzenia wszystkich są
utkwione w naszej dwójce. Kiedy tylko drzwi zamknęły się za blondynem
naskoczyłam na niego.
- Co ty sobie myślisz?! Robić takie sceny przy wszystkich, kiedy nic mi nie jest!
- Może by tak ciszej, trwają lekcje i źle się czujesz, nie zgrywaj bohaterki - odparł beznamiętnie.
- Ja zgrywam bohaterkę?! To ty jesteś taki wspaniałomyślny, że 'ratujesz mnie z opresji'.
- Choć już do pielęgniarki i nie gadaj tyle - wyminął mnie, idąc korytarzem w stronę gabinetu.
Krew
się we mnie gotowała! Co za burak! Więc teraz tak nasze rozmowy będą
wyglądać? Żadnego 'cześć! co słychać?' tylko choć, zrób co mówię i
odpierdol się?! Nawet się już ze mną nie wita, kiedy widzi mnie na
korytarzu czy w sali. Jest tak jak na etyce. Nie odzywa się do mnie, a
jeśli nawet to lodowatym tonem. Tak jakbym zupełnie nie istniała. Ciągle
towarzyszy mu ta przytłaczająca aura i ciągle czuję jego przeszywający
wzrok na sobie tak, że aż ciarki przechodzą mi po plecach.
- Nigdzie nie idę - zaprotestowałam.
- Nie kłuć się tylko chodź... - za nim zdążył coś jeszcze powiedzieć, ja osuwałam się powoli po ścianie.
-
No cukiereczku, witamy wśród żywych - przywitał mnie ciepły głos,
pulchnej pielęgniarki - Dobrze, że się obudziłaś. Twój chłopak nadal tu
jest.
- Słucham mój chło..?- zamilkłam, kiedy zobaczyłam, że
moje stopy leżą na kolanach Nialla siedzącego na końcu łóżka w pokoju
pielęgniarki. Bacznie przyglądał się mojej twarzy szukając w niej
odpowiedzi - Co się stało?
- Straciłaś przytomność - cicho, niskim tonem zauważył blondyn.
-
To przez osłabienie organizmu kochana, powinnaś bardziej na siebie
uważać i zrezygnować ze szkoły do końca tygodnia. Mimo, że wyszłaś z
wypadku bez większego szwanku to nie znaczy, iż to nic wielkiego -
pulchna kobieta uzupełniała moją kartę zdrowia i jakąś jeszcze kartkę,
następnie podając mi ją. Niall pomógł mi zejść z łóżka chwytając mnie za
ramie, jednocześnie asekurując w drodze do biurka kobiety. Czułam
ciepło jego silnego ciała. Dzieliły nas dosłownie milimetry, stał tak,
aby na wszelki wypadek złapać mnie, gdybym miała znowu zasłabnąć - Do
podpisu rodziców. I niech chłopak cię lepiej odprowadzi do domu. Wiesz,
posiadanie takiego mężczyzny u swojego boku to prawdziwy skarb! Kiedy
byłaś nieprzytomna cały czas troszczył się o ciebie.
Zaciągnęłam
się powietrzem, spoglądając na swoje splecione palce. Na moje policzki
wylał się szkarłatny rumieniec. Czułam jak Niall cały się spina,
świdrując kobietę wzrokiem.
- My nie jesteśmy parą.. - odparłam szeptem, nie podnosząc wzroku.
-
Oh, przepraszam po porostu tak ładnie razem wyglądacie i się
opiekujecie, że myślałam... - czułam jak robię się coraz bardziej
zażenowana, naprawdę wybrała nieodpowiedni moment na tego typu gadki -
No, nie ważne.. Tak czy inaczej prosiłabym cię chłopcze, żebyś ją
odprowadził, jeśli to nie problem. Nie chcemy przecież, żeby się jej coś
stało prawda?
- Oczywiście - odparł Niall obejmując mnie w pasie i lekko popychając w stronę drzwi.
-
Dziękuję i do widzenia - mruknęłam, kiedy byłam już za progiem.
Pielęgniarka jeszcze coś powiedziała do chłopaka, kiedy ten wychodził.
Nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam ale usłyszałam coś w stylu
'opiekun to największy skarb dla kobiety, niczego więcej nie wymagamy'.
Podniosłam
wzrok w momencie, kiedy zamyślony Niall zamykał drzwi. Podniósł swoje
niebieskie oczy, w których czaiło się tak wiele uczuć. Chwilę potem
przymknął powieki, potrząsając głową i znów, powróciło lodowate
spojrzenie bez większego wyrazu.
- Nie musisz mnie odprowadzać, nic mi nie jest.
- Zbieraj się.
- Powiedziałam, że ...
-
Nic ci nie jest? Tak słyszałam, ale jeśli oceniasz swój stan jak ten z
przed 20 minut to przestań się kłócić i zbieraj się, bo nie mam czasu na
takie pogawędki.
Niall widząc moją bierną postawę, pociągnął
mnie w stronę szafek. Szarpałam się z zamkiem, kiedy ten dalej oziębłym
wzrokiem skanował każdy mój ruch. Trzęsły mi się ręce i jak na złość
cholerny zamek zatrzasnął się. Czułam, że mam ochotę się rozpłakać.
Nienawidzę Nialla, kiedy jest taki! Zacisnęłam powieki poddając się.
-
Daj księżniczko, ja to zrobię - chłopak zlitował się, widząc moje
nędzne próby otwarcia drzwiczek. Blondyn jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki otworzył bez większego wysiłku moja szafkę -
Proszę.
Wyszeptałam płaczliwe dziękuję, wyciągając swoją
kurtkę i uciekając jak najdalej stamtąd. Nie zaszłam daleko jednocześnie
zmagając się z plecakiem, płaszczem oraz chodzeniem. Chwilę potem stał
koło mnie ubrany w płaszcz Niall, zabierając mój plecak i przerzucając
go sobie przez ramię. Spokojnie się ubrałam. Kiedy wyszliśmy już na
kampus szkoły, a świeże powietrze owiało moją twarz, poczułam się
lepiej. Chciałam odebrać moją torbę, kiedy blondyn stanowczo odmówił.
Nie miałam sił się kłócić, szłam dwa kroki przed Niallem z założonymi
rękoma na klatce piersiowej. Dreptałam powoli dobrze znaną mi na pamięć
drogą do domu. Najszybciej było przejść przez kamienice, park, potem 7
min drogi przez osiedle, też tylko mi znanymi skrótami i jestem w domu!
Podążałam
w ciszy, nie odwracając się, jak również, ani na chwilę się nie
zatrzymując. Niall również nie miał zamiaru przerwać tej krępującej
ciszy między nami. Powoli niezręczna sytuacja zaczynała mi doskwierać.
Przypomniało mi się, kiedy odwoził mnie do domu swoim samochodem. Wtedy
cisza jaka panowała była kojąca i miła, wtedy też pierwszy raz nazywał
mnie księżniczką... Dzisiaj mnie nazwał księżniczką... To boli.. To tak
cholernie boli! Od dłuższego czasu przyzwyczajam się do faktu, że
stosunki między nami nigdy się nie polepszą, a on tylko to wszystko
pogarsza swoim zachowaniem! I kiedy tak na mnie mówi, tylko przywołuje
wspomnienia, kiedy wszystko się układało oraz było o niebo lepsze.
Mocno
zacisnęłam powieki, kiedy poczułam jak pojedyncza łza spływa po mojej
twarzy. Szybko ją starłam. Nie chcę być słaba. Nie chcę się tak czuć,
ale nic nie mogę na to poradzić. Za pierwszą łzą poleciały kolejne.
Nawet już nie fatygowałam się ich ścierać. Liczyło się tylko by dojść do
domu, rzucić się na łóżko i wypłakać w poduszkę wszystkie żale.
_____________________________________________________________
Niall
Serce
mi się krajało kiedy tak szliśmy w ciszy. Słyszałem wszystkie gorzkie
łzy i ciężkie oddechy, kiedy Ann próbowała się uspokoić. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że prawdopodobnie powodem jej smutku byłem ja. Ta
myśl była nieznośna dla mnie! Czułem jak się rozpadam od środka. Z każdą
kolejną jej łzą, coś we mnie umierało. Jestem taki wściekły z tego
natłoku uczuć w nas! Jestem wściekły, bo mi zależy. W końcu się do tego
przyznałem. Zależy mi na niej. Chcę ją chronić przed całym złem tego
świata, ale przede wszystkim, przed sobą. Cóż z tego jeśli ją tym ranię?
Prawda jest taka, że sam sobie wmawiam, że chronię ją przed sobą, kiedy
tak naprawdę ją odpycham. Cholernie jest mi nie na rękę to wszystko, co
się dzieje ze mną w stosunku do niej. Robię się miękki, opiekuńczy,
troskliwy, bawię się w te wszystkie kwiatki, serduszka, zauroczenia...
Gubię się w tym wszystkim, bo jest to dla mnie nowe. Nigdy wcześniej nie
miałem z tym wszystkim odczynienia, a słowa pielęgniarki uświadomiły
mi, że nawet niepodświadomie pogrążam się w tym wszystkim. Nie
słuchałem, ani Liama, ani Zayna, ani samego siebie. Od tak dawna wmawiam
sobie, że 'nie zasługuję na ciebie księżniczko', ale prawda jest taka,
że jestem najlepszy z tobą...
Adriana potknęła się o własne
nogi, chwiejąc się wyprostowała sylwetkę, nabierając dużo powietrza do
płuc. Kiedy miała odejść jak najdalej od mnie, złapałem ją za przedramię
i mocno pociągnąłem w wyniku czego wpadła w moje ramiona. Mocno
przytuliłem wątłą sylwetkę dziewczyny do siebie tak jak bym miał już
nigdy więcej jej nie zobaczyć. Szatynka na początku się opierała, lecz
kiedy zauważyła, że nie mam zamiaru jej puścić, wtuliła się we mnie
cicho łkając.
- Ciii.... Księżniczko nie płacz, proszę -
starałem się uspokoić Ann przemawiając jak najspokojniej i cieplej
potrafiłem - Już wszystko dobrze...
- Nic nie jest dobrze Niall - wyszlochała do mojego ramienia mocniej się wtulając - Dlaczego mi to robisz?
Dlaczego
czuję się taki winny? Dlaczego wstrzymuję oddech, martwiąc się o jej
sens słów?! Zatracam się w strachu przed tym, że jest jedyną osobą która
może mnie zranić?! Jest jedyną moją słabością. Zależy ci Niall! Nie mów
tego, błagam choć raz spróbuj!
- Tak jest lepiej dla ciebie księżniczko - brawo, jak zwykle działasz szybciej niż myślisz. Debil!
- Nie mów tak do mnie, jeśli masz zamiar mnie odpychać, zdecyduj się w końcu. I wcale nie jest lepiej, tylko gorzej...
Adriana
otarła łzy wyszarpując swój plecak i puszczając się biegiem w stronę
swojego domu. Stałem tam wbity w ziemie, kiedy osoba na której tak mi
zależało właśnie zatrzaskiwała furtkę, ostatni raz podnosząc na mnie
smutny wzrok. Brawo, na prawdę brawo, spisałeś się chłopie! Wygrywasz
pierdolony certyfikat umiejętności spierdalania wszystkiego, Horan!
Zapadł
wzrok, kiedy szedłem swoją ulica do pustego mieszkania. Cały czas
umartwiałem się wydarzeniami z całego dnia. Jak bardzo się nienawidziłem
za to co powiedziałem Ann. Za to co się ostatnio dzieje. Za wszystko.
Liam wielokrotnie powtarza mi ''Złe rzeczy zawsze zostają z tobą.
Podążają za tobą i nie możesz się ich pozbyć nie ważąc na to jak mocno
byś chciał się ich pozbyć.'', a ja nie wiem kiedy w końcu sens tych słów
do mnie dotrze i pogodzę się ze swoim nędzną egzystencją.
Z
zamyślenia wyrwał mnie chichot dziecka. Podniosłem wzrok w tamtą
stronę. W ciemnej branie zza ścianką kryła się mała dziewczynka. Miała
długie białe włoski spięte w kucyk, przewiązane czerwoną wstążką. Miała
na sobie czarny płaszczyk, tego samego koloru buciki i czarą sukienkę.
Podchodząc bliżej widziałem jej niezwykle szare oczy. Nagle dziewczynka
uciekła w głąb bramy piszcząc.
- Nii pośpiesz się! Zobacz co zrobiłam!
Tylko jedna osoba na tym całym popierdolonym świecie mówiła do mnie ''Nii''. Wtedy dotarło do mnie kim była dziewczynka.
- Lilit... przecież ty nie żyjesz...
Puściłem
się biegiem. Z poślizgiem wpadłem w bramę, potykając się i tracąc
równowagę. Podparłem się ściany przemierzając ciemność. Chwilę potem
wybiegłem na podwórko. Szybko podszedłem do blondynki przykucając przed
nią i patrząc prosto w oczy.
- Lilit, co ty tu robisz?! Jak się tu znalazłaś? Myślałem, że..
-
Nii pacz ... - dziewczynka nie dała mi skończyć wskazując na postać
opierającą się o murek. Wcześniej jej nie zauważyłem. Mrużąc oczy
dostrzegłem, że to Adriana! W dodatku cała we krwi! Zerwałem się do
dziewczyny, ta ledwo przytomna wypowiedziała moje imię. Osuwała się
powoli na ziemię. Złapałem ją mocno w talii, podpierając własnym ciałem.
Jej ręce, kruche ciało, a nawet twarz były pokryte krwią. Jej własną
krwią. Przez jej klatkę ciągnęła się długa rozszarpana rana. Starałem
się tamować ranę, lecz to było na nic. Ann już straciła mnóstwo krwi,
która nie przestawała lecieć, a rany były zbyt rozległe, aby je
zatamować. Było za późno. Nie mogłem jej uratować. Patrzyłem w ukochane
brązowe oczy, z których powoli wyciekało życie. Drobną zakrwawioną
rączką dotknęła mojej twarzy lekko się uśmiechając. Kiwałem się do tyłu i
do przodu, kurczowo ściskając sylwetkę szatynki. Cały się trzęsłem. Łzy
leciały potokami i wkoło powtarzałem 'przepraszam, to moja wina,
przepraszam cię tak bardzo' jak jakąś pierdoloną mantrę. Kiedy poczułem
jak ciało Ann bezwładnie opada w moich ramionach, a wszystkie mięśnie
jej ciała rozluźniają się, zaniosłem się histerią.
- Nie Ann! Błagam cie, nie odchodź! Proszę obudź się! Ja cie tak bardzo przepraszam księżniczko...
Łkałem w zagłębieniu jej szyi, kiedy dziecięcy głosik wyrwał mnie z rozpaczy.
- Nii dlaczego płaczesz? Przecież zrobiłam to dla nas!
- Coś ty zrobiła Lilit!! Dlaczego?!
- Żebyśmy mogli być już razem na zawsze... Ty i ja... twoja ciemność...
Zerwałem
się ze snu. Z piekielnego koszmaru. Nie wiedziałem czy był tylko
przestrogą czy może przepowiednią, czy tylko zwykłym koszmarem. Wiem
jedno, od lat nie śniła mi się Lilit i nie zasnę do puki nie sprawdzę
czy Adriana nie jest bezpieczna.
Pośpiesznie odrzuciłem
kołdrę, naciągając na siebie pierwsze lepsze ciuchy. Chwilę potem
wbiegłem do kuchni po szklankę lodowatej wody na uspokojenie. Oddychając
głęboko pozwoliłem wypłynąć czarnej mgle i zabrać się do pokoju
dziewczyny.
Zmaterializowałem się na dużym parapecie okna
Ann. W środku pokoju paliła się lampka nocna, lecz szatynka już dawno
spała. Zegarek wskazywał na 23:54. Delikatnie ruszyłem zawias w oknie i
uniosłem je do góry wślizgując się do środka. Cicho zamknąłem okno,
starając się nie wybudzić dziewczyny ze słodkiego snu. Podszedłem do
szafki nocnej gasząc lampkę i naciągając na dziewczynę wyżej pościel.
Nie mogłem się powstrzymać od przejechania palcem po jej pięknej skórze
zaczynając od linii szczęki, a kończąc na obojczyku. Dziewczyna
delikatnie westchnęła przez sen, mocniej wtulając się w poły pościeli.
Ułożyłem się obok Adriany na łóżku, podziwiając jej spokojne oblicze
delikatnie rysujące się w ciemności przez poświatę księżyca. Jej
równomierny oddech mnie uspokajał. A delikatność i intymność chwili
podsycała pragnienie posiadania jej na własność. Już na zawsze.
Otulony
tą chwilą odpływałem do krainy marzeń sennych, zapominając o dręczących
mnie złych przeczuciach i myślach. Czasem sny się spełniają, ale nie
możemy zapomnieć, że koszmary po części są snami...
_________________________________________________________________
* Lough Ennell - to jezioro niedaleko Mullingar w Irlandii. Jak ktoś zapomniał, pojawiło się już wcześniej w opowiadaniu (dokładnie rozdział 7) :)
___________________________________________________________________
Hej Misie!
Tak wiem, że spóźniałam się z dodaniem rozdziału i przepraszam bardzo za to :C Wybaczycie c'nie? :3
Tak jak podałam w OGŁOSZENIU zrobię listę z Osobami informowanymi, z tego powodu powstanie specjalna zakładka gdzie wypiszę wszystkie wasze niki lub inne adresy kontaktowe. Jedyny warunek bycia powiadamianym:
JA INFORMUJĘ = TY KOMENTUJESZ
Wystarczy zwykłe 'super', 'fajne' czy cokolwiek innego wpadnie wam do głowy :) Interakcja i współpraca! <3
Również wpadłam na pomysł, że w najbliższym czasie zrobię zakładkę o bohaterach, miejscu i czasie akcji oraz wszystkim co dzieje się w opowiadaniu z objaśnieniami jakby ktoś zapomniał, pogubił się i chciał sobie przypomnieć szczegóły wraz z przypisami. Będę aktualizowała zakładkę wraz z nowymi rozdziałami i pytaniami od Was :) xx
Przypominam, że jest planowana zmiana wyglądu bloga i w najbliższym czasie mam zamiar skończyć dobierać grafiki.
I co Wy na to aby zrobić zwiastun do opowiadania?? Piszcie :3 xx
Love ya,
Adela.
P.S.: Niki piszcie pod koniec komentarzy, pod tym postem :) xx